Archiwum Polityki

Wyznania lumpenfeministki

Czy z powodu nonkonformizmu spotykają panią przykrości?

Dużo anonimowych listów i telefonów, często antysemickich. Jak wiadomo, u nas w kraju antysemityzm nie występuje, tymczasem ja wyrzuciłam ostatnio cały plik obrzydliwych listów, których nie chcę przechowywać, bo promieniują negatywną energią. Jakieś wyrzuty „myśmy was ocalili, a wy nas szkalujecie”, lista „żydowskich katów narodu polskiego” itp. W jednej z gazet przeczytałam dla odmiany, że ja „użalam się przed zagranicznym dziennikarzem”, iż jestem dyskryminowana, co oczywiście – zdaniem autora – nie może mieć miejsca. Spotykam się także z obelgami pod moim adresem jako kobiety. Jeden z biskupów powiedział, że jestem osobą nieszczęśliwą i niespełnioną, bo nie mam dzieci. To mnie wkurza. Nagonka wobec mnie (za przedrzeźnianie Madzi Buczek) była nieproporcjonalna do wydarzenia i aberracyjna. Poza tym nie jestem szykanowana, jestem dosyć dobrze traktowana.

Co pani myśli o „sprawie Grassa”?

Nie rozumiem, jak można prowadzić „delegitymizację” Grassa w kraju, w którym wiceprezesem telewizji publicznej jest pan Farfał. Ci sami ludzie, którzy uważają, że działalność pana Farfała, prowadzona zaledwie kilka lat temu, w warunkach demokracji i pełnego wyboru, to zaledwie błahostka, jednocześnie oskarżają Grassa. Pamiętajmy, że pan Farfał nie jest jedyny, wielu wszechpolaków trafia do życia politycznego, do struktur władzy, oni są legitymizowani, najwyżej „popełniali tylko błędy młodości”, natomiast Günter Grass za to, co się stało 62 lata temu, w czasie wojny, ma być delegitymizowany. To niepojęte! Mamy w sferze publicznej skrajny nacjonalizm i wręcz neonazizm, antysemityzm, mówi się o „zdradzie narodowej”, np.

Polityka 35.2006 (2569) z dnia 02.09.2006; Salon Polityki; s. 95
Reklama