Jeszcze 20 lat temu w Skarbimierzu stacjonowała radziecka awiabaza, otoczona podwójnym płotem z drutem kolczastym. Przez pół wieku w poufności ruscy przygotowywali się tu do trzeciej wojny światowej, po której miał nastać socjalizm. A żewaczka (ros. guma do żucia) była wówczas symbolem imperialistycznego zboczenia. Tymczasem – grymas historii – na byłym lotnisku ruszyła właśnie produkcja gumy do żucia, odbywająca się również w poufności, ponieważ na świecie zwyciężył jednak kapitalizm, a kapitalizm to konkurencja.
Stąd zakaz rejestrowania obrazu, w tym pomarańczowego zachodu słońca nad fabryką Cadbury. Private place. Żadnych zapalniczek. Strefa jest zagrożona wybuchem ze względu na substancje palne bądź skrajnie łatwopalne, czyli aromaty płynne. Temperatura zapłonu aromatów jest niska, gdyż są na bazie alkoholu. Zakaz rejestrowania maszyn w zbliżeniu.
Choć guma do żucia ma 5 tys. lat (z neolitu pochodzi znaleziony w Finlandii kawałek stwardniałego soku kory brzozowej z odciskami ludzkich zębów), powodem poufności jest współczesna rozmaitość na rynku żutego asortymentu. To wymaga, by dzisiejszego człowieka, czyli konsumenta, uwieść niuansem; żeby z mnogości gum wybrał i pokochał tę jedną. Co prawda, handlowe prawo zobowiązuje do poinformowania konsumenta na opakowaniu o wszystkich kilkudziesięciu składnikach tworzących gumę do żucia – surowcach sypkich, płynnych, słodzikach, słodzikach intensywnych, mających długi czas rozkładania się podczas żucia, kwaskach, pudrach, talkach, barwnikach, aromatach, wypełniaczach. Ale tajemnicą firmową jest mariaż tych surowców, czyli sposób przekształcenia ich w smak, dla którego konsumenci stracą głowę. A według Tomasza Paszka, dyrektora Projektu Delta Cadbury, tu zaczyna się już wielki biznes.