W przyszłym roku prąd, gaz i energia cieplna zdrożeją o dodatkowe 2–3 proc. Tym razem nie z powodu drożejących surowców lub rosnącej akcyzy, lecz z przyczyn ekologicznych. Unia Europejska w grudniu zobowiązała się ograniczyć zużycie energii do 2020 r. aż o 20 proc., a nasz kraj ma na tym polu szczególnie dużo do zrobienia. Dlatego rząd jeszcze w marcu skieruje do konsultacji społecznych projekt ustawy o efektywności energetycznej, która pozwoli obniżać energochłonność gospodarki o 2 proc. rocznie i to bez obciążania i tak kulejącego budżetu państwa.
Ministerstwo Gospodarki chce bowiem zmusić zakłady energetyczne i gazownie, by te pomogły sfinansować prooszczędnościowe inwestycje swoim klientom. Po dotacje na ocieplenie budynków mogłyby się do nich zgłaszać spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, a nawet właściciele większych domów jednorodzinnych. Na finansowe wsparcie ze strony dostawcy prądu mogliby też liczyć przedsiębiorcy, którzy np. planują wymianę przestarzałych silników elektrycznych czy technologii na nowe.
Proponowany system rozliczeń jest skomplikowany – projekt zakłada, że na każdym z dystrybutorów energii ciążyłby określony limit zobowiązań, z których co roku byłby rozliczany. Walutą rozliczeniową byłyby tzw. białe certyfikaty – dokumenty poświadczające, że inwestycje prowadzone przez odbiorców energii zostały naprawdę zrealizowane. W przypadku, gdyby zakład energetyczny nie przedstawił do umorzenia wystarczającej liczby certyfikatów, płaciłby kary, które nie trafiałyby do Skarbu Państwa, lecz na konto funduszu efektywności energetycznej (przeznaczonego m.in. na dopłaty do kredytów na termomodernizacje). Zakłady energetyczne i spółki gazowe oczywiście nie wezmą kosztów białych certyfikatów na siebie – po prostu uwzględnią je w rachunkach wysyłanych do wszystkich klientów.