Jest między obydwoma także wiele podobieństw. Obaj są prawnikami, obaj pochodzą z prowincji i obaj wychowywali się jeśli nie w biedzie, jak syn sprzątaczki Schröder, to w bardzo skromnych warunkach. Obu wychowywały matki, którym bardzo zależało na awansie synów. Obaj nie byli tytanami nauki, za to świetnie grali w piłkę nożną i to na serio, w klubach. Zarazem katolik Stoiber szedł bardziej uładzoną drogą, skończył szkołę podstawową, w której był mistrzem gry w cymbergaja i niewiele więcej, potem katolickie gimnazjum, i wreszcie wydział prawa na uniwersytecie w Monachium. Natomiast protestant Schröder wcześniej zaczął pracować, chodził do szkoły zawodowej, a maturę zrobił zaocznie. Na studiach raczej przyglądał się rewolcie studenckiej, niż w niej uczestniczył. Będąc członkiem SPD nie bardzo chciał i potrafił przejąć się problemami zbuntowanej przeciwko ojcom nazistom młodzieży z zamożnych domów. Jego własny ojciec zginął na froncie w Rumunii, a hasła atakujące „faszystoidalne państwo” wydawały mu się absurdalne, skoro tylko dzięki państwowemu stypendium mógł się dalej uczyć.
Ich kariery potoczyły się zupełnie innymi drogami. Stoiber przeszedł bardzo bawarską „przyspieszoną ścieżką” partyjną. Z wyjątkiem lat 1954–1957 w Bawarii bez przerwy rządzi CSU, i to nawet bez partnera koalicyjnego, za to całkowicie podporządkowana szefowi partii i lokalnego rządu. Do śmierci w 1988 r. był nim legendarny Franz Josef Strauss, impulsywny, brutalny, a zarazem barwny, inteligentny i ambitny (aż do nieliczenia się z prawem) prowincjonalny polityk, któremu nie udał się „marsz na Bonn”. Bywał wprawdzie w latach 60. ministrem obrony czy finansów , ale – choć bardzo chciał – nie został ani kanclerzem, ani ministrem spraw zagranicznych Republiki Federalnej.