Archiwum Polityki

Za szybą

Nikt nie jest winny temu, co się stało. Może długa i mroźna zima. Albo ubranka syntetyczne, które paląc się wydzielają trujący dym.

Przybiegł sąsiad i wybił szybę. Strażacy rozwijali swoje węże. Sąsiad krzyknął na jednego z nich, żeby skoczył z nim do środka domu.

Sąsiad zaczął wynosić jedno po drugim przez okno i układać na śniegu. Przyjechał lekarz, próbował reanimować, ale było to na nic. Lekarz zaczął płakać. Jaki człowiek zniesie widok pięciorga nieżywych dzieci na śniegu, jeszcze ciepłych, o krok od życia? Policjant z Płońska pomyślał: Przeziębią się, i nakrył je derką, choć wiedział, że to bez sensu. Wcale nie były spalone. Ogień nie tknął nawet włosów, choć z dwóch pomieszczeń, w których ogień był największy, nic nie zostało.

W mieszkaniu było wiele ubrań z tworzyw sztucznych. One są najtańsze i najłatwiejsze do prania. Łazienki nie mieli. To stary dom, więcej pewnie niż czterdziestoletni. Strop wyłożony był tynkiem z trzciną, stary sposób. Dach już mocno sfatygowany.

Ryszard, ojciec dzieci, który się w nim wychował ze swym rodzeństwem (oni wszyscy już na swoim i mają rodziny), miał się zabrać za reperację dachu. To gdzieś tu zaczął się pożar. Pewnie się stopiła aluminiowa osłona przewodów elektrycznych. I zwarcie.

Zawsze mieli bardzo ciepło w domu, bo Ryszard mógł pojechać do własnego kawałka lasu i przywieźć opał. I tego dnia właśnie pojechał, bo zima się dłużyła i zapas drewna się skończył. Mógł się też wybrać, żeby upatrzyć drzewo do ścięcia na nowy dach. Ścinać trzeba teraz, kiedy soki jeszcze swobodnie nie popłynęły w pniach.

Nikt nie jest winny temu, co się stało. Może właśnie zima. Albo ubranka syntetyczne, które paląc się wydzielają dym, który w kilka minut zabija. Ogień szybko przeniósł się po tym suchym i trzcinowym suficie do kuchni i pokoju z regałem, który nie spalił się do reszty, bo strażacy zdążyli ugasić. Lalki z tego regału ludzie wynieśli na śnieg i też tam leżały.

Polityka 10.2006 (2545) z dnia 11.03.2006; Społeczeństwo; s. 90
Reklama