Paweł Jakubowski, właściciel Agencji Handlowo-Marketingowej Jakubowski, w lipcu 2000 r. wziął w leasing „samochód ciężarowy Mitsubishi Space Star”. Skorzystał z oferty Centrum Leasingu i Finansów (CLiF), spółki giełdowej, w owym czasie jednej z największych polskich firm leasingowych. Dla wielu jemu podobnych to dużo korzystniejsze rozwiązanie, niż zaciąganie bankowego kredytu, bo drobnym przedsiębiorcom banki pożyczają niechętnie, żądając zabezpieczeń. Jednak decydujące były korzyści podatkowe: raty leasingowe można wliczać w koszty działalności firmy.
Podpisując z CLiF umowę Piotr Jakubowski wpłacił kaucję w wysokości 3040 zł, podpisał weksel in blanco i zobowiązał się do regularnego uiszczania przewidzianych w umowie rat przez 23 miesiące. Po tym czasie – przewidywała umowa – „leasingobiorca zobowiązany jest do zwrotu przedmiotu leasingu”. Jednak pracownicy CLiF wręczyli Jakubowskiemu drugi dokument – „ofertę sprzedaży”. Wynikało z niej, że firma po zakończeniu leasingu zobowiązuje się sprzedać mu samochód za 3040 zł, czyli za kwotę równą wpłaconej kaucji. W ten sposób byliby kwita – on miałby samochód na własność, a firma leasingowa pełną kwotę należności.
– To była normalna praktyka – wyjaśnia przedsiębiorca. – Wynikała z konieczności rozwiązywania problemów tworzonych przez urzędników skarbowych.
W tym czasie nie było ustawowych unormowań dotyczących leasingu i aparat skarbowy nieufnie podchodził do takich umów. Urzędnicy mieli jakieś własne zalecenia i wskazówki i jeśli tylko w umowie wytropili zapis, z którego wynikało, że po jej zakończeniu własność przejdzie na leasingobiorcę, kwalifikowali to jako umowę sprzedaży. Akceptowali jednak transakcje sprzedaży sprzętu po zakończeniu leasingu.