Podczas rozpoczętego w środę 18 września procesu przeciwko tzw. zarządowi gangu pruszkowskiego jeden z oskarżonych, osławiony Parasol, oświadczył, że żadnej mafii z Pruszkowa nie było i nie ma. Została wykreowana przez poprzednią ekipę rządzącą, co miało pomóc Marianowi Krzaklewskiemu i Markowi Biernackiemu w kampanii wyborczej.
Oskarżeni przed sądem mogą się bronić jak chcą, to ich prawo, to prawo ich adwokatów. Ostateczne słowo i tak należeć będzie do sądu. Trudno jednak nie zauważyć, że tę linię obrony zbyt nachalnie podpowiedzieli sami politycy. Poświadczają to oficerowie Centralnego Biura Śledczego: aresztowania przeprowadzano w sierpniu, w pośpiechu, w przedwyborczej gorączkowej atmosferze, a zeznania głównego świadka koronnego, niejakiego Masy, zapełniały łamy gazet, jeszcze zanim pojawił się nawet zarys aktu oskarżenia. Do dziś nie ustalono, a przynajmniej nie poinformowano opinii publicznej, gdzie było źródło tych prawie jawnych przecieków, które dotyczyły przede wszystkim powiązań domniemanych gangsterów ze światem polityki. To wtedy pojawiły się te nazwiska z pierwszych stron gazet, którymi dziś tak chętnie szermują oskarżeni, twierdząc, że oficerowie CBŚ wręcz namawiali ich do obciążania polityków. Na drugi plan zeszła natomiast przestępcza działalność gangu. Wiele wskazuje zatem na to, że rozbicie tej grupy było rzeczywiście elementem kampanii wyborczej Mariana Krzaklewskiego i AWS, a prowadzący śledztwo chcieli zbyt wcześnie zabłysnąć przed opinią publiczną. Co zresztą weszło im w krew. Zdają się uwielbiać pracę w świetle reflektorów, nawet jeżeli wykonują czynności bardzo wstępne, które mogą się nie przełożyć na porządny akt oskarżenia. Można więc uznać, że zanim proces się zaczął zrobiono bardzo wiele, by podważyć instytucję świadka koronnego i upolitycznić sprawę.