Przyczyny niechęci do kormoranów są dwie. Lasy zasiedlane przez mnożące się w niebywałym tempie ptaki zamieniają się w cmentarzyska drzew. Ponadto najbardziej żarłoczny z gniazdujących w Polsce skrzydlatych rybożerców opróżnia z ryb również pobliskie wody, w szczególności stawy hodowlane. Gdy 30 lat temu populacja kormoranów w Polsce liczyła niewiele ponad tysiąc osobników, rybacy wybaczali im zjedzone ryby, a leśnicy zniszczenia w lasach. Gatunek ten jednak rozprzestrzenił się z Mazur na cały kraj, rozmnożył do 43 tys. sztuk i w miejscach gniazdowania budzi grozę.
Najlepszy przykład zniszczeń stanowi starodrzew sosnowy, pokrywający nasadę Mierzei Wiślanej w okolicy Kątów Rybackich. Z końcem lat sześćdziesiątych gniazdowało tam ledwo 147 par kormoranów. Chcąc je uratować utworzono rezerwat. W rezultacie powstała kolonia, która dziś liczy sobie – bagatela – około 8 tys. gniazd i zajmuje ponad 70 ha lasu! Rozrastając się ku zachodowi zostawia za sobą ruinę. Oblepione gniazdami drzewa przeżywają średnio około trzech lat. Pochód śmierci zaczyna się od obłamywania przez kormorany gałęzi zdrowych drzew do uzupełniania ubytków w starych gniazdach i budowy nowych.
Ptasie piekło
Osłabione drzewa zalewane są przez kormoranie odchody – jedno gniazdo produkuje ich w ciągu doby około 1,5 kg. Żrące, zawierające dużą ilość stężonego azotu i fosforu guano, dopełnia dzieła zniszczenia. Potężne sosny nie mają czym oddychać i umierają. Znikają również krzewy, wrzosy, borówka czernica, mchy, porosty. Ich miejsce zajmują bez koralowy i trzcinnik piaskowy, co świadczy, że nikła jest szansa na naturalne odnowienia leśne. I faktycznie, drzewka trzeba sadzić ponownie, tym bardziej że kormorany używają do budowy gniazd również świeżutkich sadzonek.
– W takiej kolonii kormoranów, szczególnie w okresie lęgowym, czuję się jak w piekle – opowiada Włodzimierz Pamfil, specjalista służby leśnej w Nadleśnictwie Elbląg.