Zamiast tradycyjnej, wielopokoleniowej rodziny, mamy w tym serialu jedynie parę bohaterów – kobietę i mężczyznę. Ona 30-letnia, on 5 lat starszy. Mimo że już od siedmiu lat są razem, nie mają ślubu, nie mają dzieci, mają za to mieszkanie i pieniądze. Tytuł serialu „Kasia i Tomek” także różni się od tych, które dotychczas kojarzyły się nam z gatunkiem telenowel. Na przykład „Klan” czy „Złotopolscy” od razu dają do zrozumienia, że mamy do czynienia z rodzinną potęgą i familijnymi powiązaniami. W przypadku Kasi i Tomka widz nie zna nie tylko ich drzewa genealogicznego, ale nawet ich nazwisk. Ba, obecnym obyczajem, jaki obowiązuje w artystycznych zwłaszcza środowiskach, użyto w tytule serialu zdrobnień imion głównych bohaterów. Wszystko to dla podkreślenia beztroskiej postawy filmowej pary wobec obowiązków, jakie narzucają dojrzałym członkom społeczeństwa kodeks rodzinny czy religijny.
Bez ojca i matki
Publiczność nie zobaczy na ekranie ani matki Kasi, ani ojca Tomka, ani ich krewnych i przyjaciół. Zgodnie bowiem z założeniem kanadyjskich twórców formatu serialu (tytuł oryginału „Love Bugs”), nie pokazuje się widowni postaci drugoplanowych, czasem jedynie mogą pojawić się postacie epizodyczne. Tak więc Kasia i Tomek niepodzielnie królują na ekranie, na własnej kanapie i we własnych sercach. Podglądamy zresztą młodą parę nie tylko w jej domowych pieleszach, ale także na siłowni, w jaccuzi, szpitalu, podczas wizyt u przyjaciół i grillowania, w kinie, a nawet w operze, bo gdziekolwiek się znajdą – nie opuszcza ich ani na chwilę oko kamery. Wielki Brat został w tym serialu udomowiony. – Wszystkie sceny wydają się być podejrzane i zarejestrowane przypadkiem. Ma się niemal wrażenie, że są sfilmowane blisko ciał naszych bohaterów, w ich rytmie.