Na koncepcjach towarzysza Mao wychowało się przymusowo kilka pokoleń Chińczyków. Wynikały one z prostego, chłopskiego egalitaryzmu. Jeszcze dziś wcale nie każdy jest przekonany, że poprawa warunków bytowych powinna odbywać się poprzez rezygnację z owego egalitaryzmu na rzecz pogłębiającego się rozwarstwienia majątkowego, ponieważ takie są prawa wolnego rynku i gospodarki konkurencyjnej.
W 1962 r. podczas plenum KC KPCh, stanowiącego preludium do późniejszej rewolucji kulturalnej, Mao Zedong po raz kolejny przestrzegał współtowarzyszy, że „nie wolno zapominać o walce klas”, bowiem poddanie się wpływom świata zdominowanego przez własność prywatną będzie oznaczać „utratę socjalizmu”. Były to czasy przyspieszonego likwidowania burżuazyjnych przeżytków, w tym zwłaszcza wszelkich majętności, łącznie z prywatnymi fabrykami i handlem. Być kapitalistą oznaczało zaliczenie do jednej z kategorii wrogów ludu. Rewolucja kulturalna (1966–1976) doprowadziła walkę klas do skrajności i dopiero po jej zakończeniu – w miarę postępów polityki reform i modernizacji po 1978 r. – stopniowo wyciszano wszelkie antagonizmy, kontrowersje i konflikty na rzecz rozwoju gospodarki, podnoszenia stopy życiowej, gloryfikowania zamożności i przede wszystkim stabilizacji.
Rządzący i rządzeni
W warunkach chińskich nikt narodu o zdanie nie pyta, bo nadal obowiązuje tu starożytna maksyma: Ludzie dzielą się na rządzących i rządzonych. Lud otrzymuje gotowe prawdy do zapoznania się i stosowania w praktyce, a partyjni teoretycy trudzą się, aby każde posunięcie kierowniczej siły narodu – Komunistycznej Partii Chin (KPCh) – uzasadnić jako jedynie słuszne. Gorzej bywa wtedy, gdy te nowe prawdy całkowicie przeczą starym, gdyż realia chińskiej modernizacji sprawiają, że trzeba coraz częściej naginać wyświechtane teorie marksizmu do współczesnej praktyki.