Andrzej Lepper, lider Samoobrony, ma w swoim gospodarstwie w niewielkiej wsi Zielnowo pod Darłowem 42,5 hektara ziemi, 600 sztuk trzody chlewnej i 60 sztuk bydła. Zakładamy, że UE zgodzi się na dopłaty bezpośrednie, a on sam wystąpi o takie wsparcie.
W tym przypadku wchodzą w grę dopłaty bezpośrednie do produkcji zboża i roślin oleistych, np. rzepaku, oraz hodowli bydła. Unia nie dofinansowuje hodowli trzody chlewnej. Przyjmijmy, że przewodniczący Lepper obsiewa pszenicą 30 ha i stara się o dopłatę do produkcji z tego obszaru. Średni plon zbóż w Polsce wynosi 3 t ziarna z hektara, co w negocjacjach rolnych służy za tzw. plon referencyjny do obliczania wysokości dopłat bezpośrednich. Lepper może zbierać i 8 t pszenicy z hektara, ale Polska przyjęła w negocjacjach z Unią średnią krajową, by na dopłatach skorzystali wszyscy rolnicy, bez względu na urodzajność ziemi. W sumie chodzi o ok. 3–4 mld euro dopłat bezpośrednich.
Unijna stawka dopłat wynosi 63 euro za tonę zboża. Pomnóżmy średnią wydajność przez stawkę dopłat i obszar zasiewu, a otrzymamy 5670 euro, czyli ok. 21 tys. zł.
To nie wszystko. Za każdego byka rolnik Lepper otrzyma z kasy UE ok. 210 euro, już nie wspominając o krowach-mamkach i wolcach. Słowem, kto jak kto, ale przewodniczący, który chwali się, że jest dobrym gospodarzem, chyba takiej okazji nie przepuści i będzie chciał korzystać z dobrodziejstw Wspólnej Polityki Rolnej (ile zyskaliby inni politycy-rolnicy patrz ramka).
Przeciąganie struny
Żeby tak się stało, potrzeba tzw. woli politycznej ze strony krajów Unii Europejskiej. Do początku lat 90. przy finansowaniu rolnictwa w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) wykorzystywano m.in. zakupy interwencyjne, cła, subsydia eksportowe jako metodę na podtrzymywanie cen.