Archiwum Polityki

Burza nad Atlantykiem

Na Zachodzie wielkie zmiany. Różnica temperatur między Europą i Ameryką w ocenie światowych zagrożeń wywołała gromy.

Czy jest to pierwsza wielka kontrowersja USA–UE na wzór antycznego konfliktu Rzymu i Grecji, czy też jedynie rozjeżdżanie się dwóch narodowych egoizmów, amerykańskiego i niemieckiego? Bo w sporze europejsko-amerykańskim właśnie Niemcy wysunęły się na plan pierwszy.

Od 11 września 2001 r. toczy się wielka debata amerykańsko-europejska na temat przyczyn ataku islamistycznych kamikadze na Nowy Jork i Waszyngton i wojny antyterrorystycznej. O ile w USA myślenie strategiczne zdominowała huntingtonowska teza o zderzeniu cywilizacji i świętej wojny islamistycznego faszyzmu z liberalnym Zachodem, o tyle w Europie dominowały tezy Edwarda Saida, katolickiego Palestyńczyka, wychowanego w Wielkiej Brytanii i wykładającego w USA, o przenikaniu, a nie zderzeniu kultur. Oczywiście fronty nie przebiegały tak prosto, w USA „po europejsku” myśli nie tylko Susan Sontag, w Europie „po amerykańsku” myśli nie tylko Oriana Fallaci.

Już wojna w Afganistanie wywołała w Europie ból brzucha, nie dlatego, że Europejczycy to mięczaki, a Amerykanie to twardziele, lecz dlatego, że w Europie inne były priorytety. Rzadziej rozważano, czy prowadzić wojnę, częściej, jak potem stworzyć stabilny pokój. Prawdą jest, że kraje Unii Europejskiej nie były w stanie militarnie wymusić pokoju w byłej Jugosławii, uczyniły to dopiero USA, obalając Miloszevicia. Prawdą jest jednak również, że to Europejczycy stanowią gros sił pokojowych już po działaniach wojskowych i – jak wykazał brytyjski historyk Tony Judt – ponoszą większe ofiary wspierając tzw. nation building, tworzenie nowoczesnych społeczeństw na terenach spacyfikowanych. To głównie europejscy żołnierze misji pokojowych giną na minach i w zamachach. I to głównie państwa UE finansują pomoc rozwojową na tych terenach, podczas gdy „kawaleria” US – zgodnie z taktyką stosowaną kiedyś na Dzikim Zachodzie – po akcji wycofuje się do umocnionych fortów.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Świat; s. 53
Reklama