Pamiętam czasy, gdy wielką popularnością cieszyły się trójwymiarowe, plastikowe, wytłaczane mapy Polski, na których Tatry piętrzyły się na kilka centymetrów. To wspomnienie nieuchronnie powracało, gdy oglądałem obrazy Andrzeja Okińczyca pokazywane w surowej Sali Białej poznańskiego Hotelu Bazar. Właściwie nie obrazy, a reliefy: pejzaże malowane na starannie przygotowanym podłożu gipsowym imitującym kształty przyrody: kręgi na wodzie, trawę, kwiaty. Tymi oryginalnymi formami (pokazywanymi po raz pierwszy przed rokiem w Warszawie) Okińczyc po raz kolejny zaskakuje, nieduży niestety, krąg wielbicieli swego talentu. Twórca to bowiem nieco niedoceniany, a szkoda, bowiem praktycznie w każdym etapie swej twórczej drogi ujawniał się jako autor dzieł samodzielnych i nietuzinkowych. Zasłynął przede wszystkim niezrównanymi portretami psychologicznymi. Później był czas świetnych, nieco tajemniczych martwych natur, draperii, wnętrz. Kilka lat temu Okińczyca zafascynował pejzaż i eksperymenty z fakturą obrazu. Dzieła wystawiane w Poznaniu intrygują eksperymentalną strukturą i urzekają żywą kolorystyką. Janusz Marciniak napisał przed ośmiu laty o Okińczycu, iż w sztuce „bada proporcje między dosłownością a niedomówieniem”. Ta wystawa jest świadectwem kolejnego, intrygującego doświadczenia w ramach tych badań. Wystawa czynna do końca czerwca. P.Sa.
[dobre]
[średnie]
[złe]