Nie znałam Kotańskiego, nie znałam jego mocy ducha, siły woli czy też wiary. Ze wzmianek w radiu czy telewizji wiedziałam, że to społecznik uczulony na ludzką niedolę. Dopiero jego niespodziewana śmierć uświadomiła mi, jaką stratę poniosło polskie społeczeństwo. Olbrzymia sieć Monaru (30 ośrodków) i rozległa sieć Markotu (83 placówki) pozostały bez wodza, bez gospodarza. Kotański to wszystko stworzył dla ludzi zarażonych HIV, chorych, uzależnionych, bezdomnych i samotnych matek. To olbrzymie dzieło zbudowane zostało przez jednego człowieka, który chciał przyjść z pomocą tysiącom biedaków odrzuconych przez społeczeństwo.
Pięknie to opisała Barbara Pietkiewicz [art. „Monarowisko”, POLITYKA 35]. Nie wiem, czy dużo państw może się poszczycić tak składnie i na taką skalę działającą organizacją, jaką stworzył Kotański. Teraz powstaje nowy problem, kto pociągnie to dzieło dalej. Przy nienadzwyczajnych zdolnościach organizacyjnych Polaków trudno będzie znaleźć grupę ludzi o tak dużym społecznym zaangażowaniu i poświęceniu dla nędzy ludzkiej.
Maria Koźlicka,
Gliwice