Archiwum Polityki

Czarne wygrywa

Świat giełd jest przesądny. Inwestorzy z niepokojem oczekują paskudnego jubileuszu. Przed piętnastoma laty, w czarny poniedziałek 19 października 1987 r., w ciągu jednego dnia akcje na nowojorskiej giełdzie spadły przeszło 22 proc. Czy to się może powtórzyć?

Piętnaście lat temu rynki europejskie okazały się jeszcze bardziej nerwowe niż Wall Street. Giełda londyńska w ciągu trzech tygodni straciła 32 proc. Giełdy we Frankfurcie i w Paryżu – 36 proc. i 33 proc., choć zajęło im to więcej czasu – dołek odnotowano w styczniu 1988 r. W Tokio spadek wyniósł „zaledwie” 17 proc.; jest to natomiast jedyna wielka giełda, na której notowania w „czarny poniedziałek” były znacznie wyższe niż obecnie.

W rok 1987 gospodarka światowa wkraczała w niezłej kondycji. Był to piąty rok ożywienia gospodarczego. Stosunkowo niskie wskaźniki inflacji i bezrobocia nie wróżyły większych kłopotów. 8 stycznia Dow Jones po raz pierwszy przekroczył barierę 2000. Prześcigano się w przepowiedniach kolejnych rekordów.

Krajobraz zaczął się jednak szybko zmieniać. Najpierw Brazylia zawiesiła spłatę odsetek od swego długu, co wywołało gwałtowny spadek notowań dolara. Wkrótce potem rozlała się fala skandali giełdowych.

W piątek 16 października irańskie rakiety trafiły amerykański tankowiec u wybrzeży Kuwejtu. Trzy dni później, rankiem „czarnego poniedziałku”, dwa okręty marynarki wojennej USA ostrzelały irańskie platformy naftowe w Zatoce Perskiej. W połączeniu z lawiną mało radosnych, choć jeszcze parę dni wcześniej ignorowanych wieści gospodarczych – wzrost stóp procentowych, wzrost cen ropy, rosnący deficyt, spadek wartości dolara – przepełniły czarę goryczy.

W przeciwieństwie jednak do tego, co się wydarzyło podczas wielkiego kryzysu w 1929 r., kiedy to paniki nie dało się powstrzymać i cały rynek pogrążył się w chaosie na wiele lat, tym razem akcje stosunkowo szybko odbiły od dna. W niespełna dwa lata giełda nowojorska odrobiła wszystkie straty.

To, że reperkusje „czarnego poniedziałku” okazały się łagodne, a obawy o globalną recesję szybko ustąpiły, było w dużym stopniu zasługą szybkiej i sprawnej interwencji banków centralnych, przede wszystkim amerykańskiego banku centralnego – Urzędu Rezerwy Federalnej, którego szefem, decyzją Ronalda Reagana, na kilka miesięcy przed krachem, został Alan Greenspan – do dziś na tej samej posadzie.

Polityka 42.2002 (2372) z dnia 19.10.2002; Gospodarka; s. 36
Reklama