Rzecz kiedyś nie do pomyślenia – Krzysztof Krawczyk, symbol obciachu dla fanów rocka, nagrał płytę wspólnie z rockmanami! Piosenki napisali mu między innymi Muniek Staszczyk z T.Love, Robert Gawliński z Wilków, Przemek Myszor z Myslovitz i Maciej Maleńczuk, nie tak dawno główna postać muzycznej alternatywy. Całość wyprodukował Andrzej Smolik, twórca muzyki klubowej, także producent płyt Wilków i Kasi Nosowskiej. Album „...bo marzę i śnię” można potraktować w kategoriach osobliwości, chwilowej fanaberii młodszych artystów, którzy postanowili zrobić coś na przekór własnemu audytorium. Tyle że Smolik nazywa Krawczyka w wywiadach kompletnym profesjonalistą, a inni powtarzają „Krawiec jest OK”. Płyta rzeczywiście pokazuje zupełnie innego Krawczyka – bez charakterystycznej dlań modulacji głosu, za to z nieoczekiwanym wyczuciem frazy rockowej. Smolik dosypał jeszcze nieco klimatów country i folk, no i wyszedł album dla wszystkich, tylko nie dla tych, którzy zachwycali się Krawczykiem w epoce Trubadurów. No i dobrze, no i na zdrowie – trzeba z żywymi naprzód iść! M.P.
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe