Spekulacje na temat skali zagrożenia ze strony terrorystów odżyły już rok temu, gdy w mediach pojawiły się głosy, że Osama ibn Laden – zanim wybrał za cel nowojorskie wieże WTC – początkowo planował atak na amerykańskie elektrownie jądrowe, ale się rozmyślił. Powiedzmy od razu, że jedynym realnym zagrożeniem w tej dziedzinie jest zdobycie przez terrorystów dostępu do głowic jądrowych lub do uranu i plutonu nadającego się do ich konstrukcji. Obecnie w Rosji tysięcy głowic oraz dziesiątków ton uranu i plutonu pilnują ludzie zarabiający około 300 zł miesięcznie. Czy ich patriotyzm będzie silniejszy od finansowych pokus? Bramki radiometryczne na polskich przejściach granicznych chronią nas skutecznie przed przemytem materiałów jądrowych. Wiadomo jednak, że skradziony w Rosji uran i pluton jakimiś drogami, raczej nie przez Polskę, co najmniej dwukrotnie przedostał się za granicę.
Media w Stanach Zjednoczonych i w Europie mniej jednak mówią o terrorystycznych wybuchach jądrowych niż o zagrożeniu atakami na elektrownie atomowe i transporty wypalonego paliwa. Stało się to szczególnie gorącym tematem w Ameryce, gdzie po wielu latach protestów Zielonych w lutym 2002 r. rząd prezydenta George’a Busha podjął decyzję o budowie centralnego składowiska odpadów promieniotwórczych wewnątrz góry Yukka w Newadzie, 140 km od Las Vegas. Zużyte paliwo ze wszystkich amerykańskich elektrowni jądrowych będzie tam zwożone w specjalnych pojemnikach, odpornych niemal na wszystko. Ale w mediach pojawiają się informacje, że to właśnie te transporty staną się celem ataków terrorystycznych, że każdy taki pojemnik jest „ruchomym Czarnobylem” czekającym na katastrofę, w której zginą dziesiątki tysięcy ludzi.