Obywatel M., który najpierw zostanie ministrantem, potem sekretarzem PZPR, a na koniec premierem, w spektaklu ma na imię Ludwik.
– Panie Boże, Matko Boska Częstochowska Przenajświętsza i Wszyscy Święci proszę, ześlijcie rozum na mojego Ludwika, żeby mądry był i wyrósł na porządnego człowieka. No i żeby coś osiągnął, ale bo ja wiem, czy z takim rozumem da radę – modli się w jednej z pierwszych scen spektaklu matka Ludwika M. Jest rok 1954, a matka Ludwika marzy, by syn, którego wychowywała bez ojca, został księdzem.
Reżyser spektaklu i dyrektor Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy Jacek Głomb mówi, że „Obywatel M. – historyja” nie będzie ilustracją życiorysu Millera, ale opowieścią o karierze zwykłego chłopaka, który z Żyrardowa trafił na salony.
Zamiast Makbeta
Scenariusz powstał na zamówienie. Pomysł był Bartosza Straburzyńskiego, kompozytora muzyki do „Ballady o Zakaczawiu”, największego dotąd sukcesu legnickiego teatru (POLITYKA 49/2000). Tekst napisał współautor scenariusza „Ballady...” Maciej Kowalewski, aktor, najbardziej znany z telewizyjnego sitcomu „Lokatorzy”.
– Wiedziałem, że to nie może być tylko political story, które umrze wraz z najbliższymi wyborami – mówi. – Dlatego losy M. były jedynie pretekstem do napisania o ostatnich 50 latach historii Polski. O mechanizmach dochodzenia do władzy w PRL. Jest w nich tragizm i śmieszność drogi życiowej każdego człowieka, który w tym czasie żył, a nie tylko tragizm czy śmieszność życia Leszka Millera.
Jacek Głomb mówi, że pomysł wystawienia sztuki o żyjącym polityku nie jest wcale nowy. Teatr robił takie rzeczy od wieków.
– Oczywiście, moglibyśmy po raz kolejny wystawić „Makbeta” – dodaje.