Opisująca losy pokonanych w hiszpańskiej wojnie domowej republikanów wystawa „Wygnanie” bije rekordy popularności. Ponad ćwierć wieku po śmierci generała Francisco Franco Hiszpania chce rozliczyć się z własną przeszłością. Przestała obowiązywać niepisana umowa dawnych opozycjonistów i ich katów, według której budowa demokracji miała opierać się na przemilczeniu krwawego okresu faszystowskiej dyktatury. 66 lat od rozpoczęcia frankistowskiej rebelii obrońcy republiki doczekali się wreszcie pierwszego pomnika. Potajemne egzekucje, masowe groby – skrywające podobno 50 tys. ofiar – ponad milion osób wygnanych. Według hiszpańskich historyków zamordowano 150 tys. republikanów. To trzy razy więcej niż zabitych falangistów. Symboliczna stała się śmierć znanego poety Federica Garcii Lorki. Kościół katolicki uznawał walkę z republiką za nową krucjatę. Tama milczenia pękła, gdy dziennikarz Emilio Silva rozpoczął w 2000 r. prywatne śledztwo w sprawie losów swego dziadka. Zachęcony przez innych, założył stowarzyszenie, które zajęło się odszukiwaniem dawnych miejsc kaźni. Do dziś odnaleziono ich 60. Socjalistyczni deputowani wezwali do otwarcia wojskowych archiwów, odnalezienia masowych grobów, identyfikacji i ekshumacji ofiar. Chcą, by na ten cel przeznaczyć milion euro w tegorocznym budżecie. Takie podejście nie przysparza im jednak zwolenników w szeregach rządzącej konserwatywnej Partii Ludowej premiera José Marii Aznara. Dotychczas nie zgadzała się ona na osądzenie dyktatury Franco. Rodziny ofiar przygotowują się jednak i na tę ewentualność. Przedłożyły sprawę Komisji Praw Człowieka ONZ.