Joanna Berska ciągle nie może rozpakować walizek po urlopie, gdyż w domu nie ma ani jednej szafy. Berska uległa złudzeniu, że mamy już gospodarkę rynkową, a ponieważ w dodatku jest recesja, to każdy klient jest wart przynajmniej tyle, ile jego pieniądze. Postanowiła zrobić w domu remont, zanim już nie będzie ją na to stać, gdy rząd podniesie VAT na materiały budowlane. Wszystko, jak sądziła, zostało dopięte na ostatni guzik, a szef ekipy przysięgał, że gdy rodzina wróci z wakacji, będzie po remoncie.
Niestety, nawalił stolarz tak polecany przez znajomych. Berska jednak nie wyrzuciła go, aby wziąć innego, który przyjmie robotę z pocałowaniem ręki, gdyż dała 5 tys. zł na materiał. Dlaczego przyjął zlecenie, którego nie był w stanie wykonać w terminie? Ponieważ, jak się okazało, sam wcześniej padł ofiarą zatorów płatniczych. Jego firma nie otrzymała od Pia Piaseckiego 300 tys. zł zapłaty za robotę wykonaną w nowym biurowcu Telekomunikacji Polskiej SA. Dla przedsiębiorcy, który zatrudnia kilka osób, to wielkie pieniądze. Żeby przetrwać kryzys, nie wypuści teraz żadnego klienta, który wpadnie mu w ręce. Przyjmuje każde zlecenie, nie patrząc, że nie dotrzyma obiecywanych terminów.
– Kontrakt z dużym, do tego giełdowym partnerem to dla takiej firmy jak moja gwarancja stabilizacji przez dobre kilka miesięcy – żali się dziś Andrzej Nowak w ciągle niewykończonej kuchni swojej klientki. Do tej pory jego metoda obrony przed niesolidnymi dłużnikami okazywała się skuteczna – nie wykonywać ostatniej partii roboty, zanim kontrahent nie uregulował rachunku. Tym razem sposób zawiódł.
– Zaproponowali wierzycielom układ – tłumaczy Andrzej Nowak. – Jeśli się na niego zgodzą, otrzymam 40 proc. należności, rozłożone na sześć lat, bez żadnych odsetek.