Wśród wielkich sporów i dyskusji narodowych, które kilka razy do roku przetaczają się przez całą Francję, znalazł się temat niejako odwieczny. Otóż projekt zmian prawa firmowany przez ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarkozy’ego znosi rozróżnienie między nagabywaniem czynnym i nagabywaniem biernym – oba uznaje za przestępstwo zagrożone karą więzienia i grzywną. A to w praktyce oznacza, że powinny opustoszeć trotuary, bowiem za karalne nagabywanie można uznać minispódniczkę, ostry makijaż czy zachęcające spojrzenie. Przy czym w wielu przypadkach rzecz dotyczy uczciwych obywatelek i obywateli płacących podatki od swych ulicznych dochodów. Na ten aspekt działalności powoływali się oni podczas manifestacji, protestując przeciwko krótkowzroczności prawa Sarkozy’ego. Minister tłumaczy, że chodzi o bałagan, niedogodności powodowane przez uliczny interes, ale głównym celem uderzenia jest mafia sutenerów sprowadzających kobiety ze wschodu Europy, Afryki i z Chin. Wobec ich działalności najbardziej zaostrzono przepisy. Prawo prawem, ale od obostrzeń nie zmniejszy się popyt – konstatują media. A za popytem, jak zwykle, nadąży jakaś nowa forma podaży. Salony masażu? A może po prostu schludne domy publiczne pod policyjną i medyczną kontrolą? Problem w tym, że zostały one zamknięte w 1946 r. po długiej narodowej dyskusji w obronie czci i godności wykorzystywanych kobiet.