„Mythos” zaczyna się jak eleganckie przyjęcie żałobne. Ktoś wystudiowanym gestem rozlewa wino, brzękają kieliszki. I nagle stół znika, wyłania się spod niego właściwy teren gry: czerwonogliniasta podłoga przykryta srebrzystym żwirem. Tu Historii przyjdzie zetrzeć się z Mitem. Uczestnicy przyjęcia wcielają się w starogreckie postacie: w Edypa, Syzyfa, Kasandrę, Orfeusza. Nie odgrywają jednak na nowo odwiecznych tragedii, są raczej upostaciowaną obiegową wiedzą na swój temat. Hieratyczni i pasywni, wypowiadają się przez staranny śpiew, krótkie scenki, proste dialogi. Historię reprezentuje samotny żołnierz – wieczny rewolucjonista, wzorowany na prawdziwym południowoamerykańskim wojaku. Pochylony, z niegasnącą świecą w dłoni, w nieskończoność wędruje borem, lasem, przyśpiewując sobie czasem „Międzynarodówkę” i inne pieśni bojowe. Postacie mitu śledzą go, zaczepiają, atakują. W końcu zabiją go i rozszarpią umierając przy tym samemu; funeralny nastrój opowieści będzie podtrzymany w spektaklu aż do końca.
Bez siły i żaru
W tym nieoczekiwanym i nie całkiem jasnym zderzeniu wolno dostrzec odbicie sytuacji, w jakiej znalazł się sam Odin i cała formacja wypączkowana z grubego pnia kontrkultury lat sześćdziesiątych XX w. Formacja wiecznego buntu i odrzucenia form, formacja protestu przeciw teatrowi jako miejscu do opowiadania konwencjonalnych historyjek gwoli rozrywki, marząca o scenie służącej naprawie i przebudowie świata. Marzenia te wiodły buntowników w dwóch (z grubsza) kierunkach: ku antropologii, zgłębianiu elementarnej materii kultury, rytuałów i obrzędów – oraz ku realnej polityce, ujmowaniu się za skrzywdzonymi i poniżonymi, aktywności w rewolucyjnych protestach. Ku penetracji źródeł mitów z jednej strony, udziałowi w historii z drugiej.