Bezprecedensowe wykluczenie Andrzeja Leppera z obrad Sejmu i usunięcie posłów Samoobrony z bocznicy kolejowej, na której wysypali zboże, może być oznaką, że wreszcie instytucje demokratycznego państwa powoli zaczynają się bronić przed warcholstwem i anarchią (premier już zapowiedział łamanie blokad zwoływanych na 25 czerwca). To będzie walka długa i wymagająca determinacji, gdyż Samoobrona swych metod działania ani zachowań nie zmieni. Andrzej Lepper wypowiedział PSL otwartą wojnę, której celem jest ostateczne pognębienie tej partii w wyborach samorządowych. Pierwsze uderzenie, wysypanie zboża importowanego przez posła ludowej partii, było niewątpliwie celne. Triumfalne zdjęcia posłów Samoobrony na tle stert ziarna pozostaną w pamięci rolników, którzy nie wiedzą, czy uda się im sprzedać tegoroczne zbiory (czyt. art. na s. 20). I nie ma znaczenia, że Samoobrona oprócz wielkiej pochwały PGR nie ma nic wsi do zaproponowania. Tak naprawdę bowiem przez ostatnie 12 lat politycy wszystkich chłopskich partii i związków zawodowych (z Samoobroną włącznie) proponowali niewiele, obrastali za to spółkami, giełdami towarowymi, obsadzali agencje, resort rolnictwa, sejmowe komisje, zyskując dostęp do posad i pieniędzy.
Może więc po doświadczeniach ostatniej tak zwanej debaty rolnej zabrać wreszcie choć część władztwa nad wsią z rąk jednego lobby. Rolnictwo powinno stać się problemem i koalicji, i opozycji, a nie tylko walczących ze sobą partii chłopskich. Ministrem rolnictwa nie musi być rolnik, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa wręcz nie powinien być rolnikiem, agencjami powinni kierować menedżerowie, a nie partyjni ludowi nominaci. To byłby sposób nie tylko na zmarginalizowanie chłopskich wojen, ale przede wszystkim na stworzenie wreszcie jakiegoś programu dla wsi, która w coraz większym stopniu staje się politycznym łupem demagogów i zwykłych krzykaczy.