Domowy schron, w którym bohaterka „Azylu” zamyka się w obronie przed złodziejami – to metafora Ameryki po tragedii 11 września?
Nie, to przypadkowe skojarzenie, którego trudno zresztą nie mieć. Tematem „Azylu” bowiem jest lęk. Amerykanie nie od dziś obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Mimo uspokajających statystyk mówiących, że liczba napadów i włamań z każdym rokiem maleje, poczucie zagrożenia Amerykanów rośnie. Oczywiście, po 11 września lawinowo zwiększyła się liczba osób kupujących broń, kamery szpiegowskie, wykrywacze podsłuchów czy urządzenia monitorujące klawiatury komputerowe. Ale wzrost zamówień na bezpieczne skomputeryzowane pomieszczenia pełniące funkcję schronów zanotowano dużo wcześniej.
Sądziłem, że one nie istnieją, że tego rodzaju pomieszczenia to fikcja stworzona na użytek filmu?
Nie, takie bunkry buduje się przynajmniej od 20 lat. Na rynku działają wyspecjalizowane firmy, które zajmują się tylko tym. W latach 90. w samej tylko Kalifornii wykonano kilkaset takich schronów. Kosztują kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Są w nich zainstalowane kamery, telefony, systemy wentylacyjne, koce przeciwpożarowe, są zapasy żywności, które starczą na kilka dni. Schrony posiadają stalowe drzwi i zamki elektromagnetyczne praktycznie nie do sforsowania. To wszystko ma zapewnić potencjalnym klientom poczucie bezpieczeństwa.
Czego najbardziej obawiają się ci, którzy je kupują?
Jest tyle lęków, ilu ludzi. O schronach media przypomniały sobie w 1999 r. Edmund Safar, dyrektor jednego z banków, został wtedy zastrzelony w swoim domu z niewyjaśnionych dotąd przyczyn. Prasa sugerowała, że gdyby miał gdzie uciec, pewnie by się uratował. Problem polega na tym, że nawet najgrubsze ściany i najczulsze urządzenia elektroniczne nie chronią człowieka przed nim samym.