Tytuł oryginalny „Monster’s Ball” nawiązuje do praktykowanego niegdyś w więzieniach amerykańskich obyczaju wyprawiania przez współwięźniów przyjęcia na cześć kolegi w noc przed jego egzekucją. W filmie Marca Forstera na wyrok czeka czarnoskóry, o którego przewinieniach właściwie się nie dowiadujemy; on sam mówi o sobie w ostatniej rozmowie z synkiem, że był złym człowiekiem. Nie jest to kolejny film o karze śmierci, choć reżyser nie może nam darować widoku skazańca na krześle elektrycznym. Zostaje żona z synkiem, monstrualnym grubasem, który pochłania każdą napotkaną słodycz. („W Ameryce gruby Murzyn nie ma żadnych szans” – próżno przestrzega go mamusia). Przypadek sprawia, że wdowa poznaje mężczyznę, też po przejściach, z którym wdaje się w romans. My o tym wiemy, ale kobieta nie ma pojęcia, iż jej kochanek był strażnikiem więziennym, prowadzącym jej męża na śmierć. Mało tego, nie ukrywał, że jest rasistą, co zresztą w jego rodzinie należało do tradycji. Teraz uczy się pośpiesznie zachowań ludzkich, na co również ma wpływ jego dramat rodzinny. Żeby było symetrycznie, podobne nieszczęście spotyka kobietę. Wygląda to tak, jakby scenarzysta trochę ułatwił sobie sprawę. Film daje się jednak oglądać, głównie dzięki aktorom: strażnikiem, który postanowił odmienić swoje życie, jest Billy Bob Thorton, natomiast jego kochankę, partnerkę w ostrych scenach erotycznych, gra Halle Berry, która za tę kreację dostała Oscara. Pięknie się cieszyła. Warto zapamiętać to nazwisko. (zp)
[dobre]
[średnie]
[złe]