Nigdy w Polsce nie mówiono o kraju z tak przerażającą rozpaczą, nigdy podziały nie były tak głębokie, jak zaświadcza wiersz Antonio Machado skierowany do hiszpańskiego dziecka. Tego wielkiego poetę cytowano często po bratobójczej i bardzo krwawej wojnie domowej w Hiszpanii; pochłonęła ona około miliona ofiar, ale po zwycięstwie frankistów było jeszcze gorzej, bo 100 tys. zwolenników republiki rozstrzelano z zimną krwią, a represje trwały kilka lat. Espańolito – pisze Machado w lirycznym zakończeniu. Niech cię Bóg strzeże, bo kiedy dorośniesz, una de las dos Espańas, jedna z dwóch Hiszpanii przetnie lodem twoje serce. Machado przeczuwał, że w ogóle nie sposób będzie spokojnie żyć między dwiema Hiszpaniami; tak dramatyczny wydawał mu się podział kraju.
Dziś o wierszu pamiętają tylko starsi, trudno go znaleźć w wypisach szkolnych. Czy ktoś się żali na krzywdy? Czy domaga się odszkodowań? Enrique Mujica, rzecznik praw obywatelskich, który nosi malowniczy tytuł Defensor del Pueblo (dosł. obrońca ludu), początkowo w ogóle nie rozumie pytania, nie przychodzi mu do głowy, że ktoś może pytać o rozdział zamknięty. Przecież byli prokuratorzy, kaci, być może są dziś na stanowiskach? – pytam wprost. Mujica, sam więziony za czasów Franco, dosłownie wybucha: – Nikt nie wnosił żadnych skarg, myśmy też niczego się nie domagali, chcieliśmy tylko zaleczyć rany. Poza tym Mujica mówi: – Do Unii nie dopuszczono by kraju niedemokratycznego. To miało wpływ na postawy dzieci obu stron wojny. Ale dwie Hiszpanie pozostały? – Po tej strasznej wojnie mieliśmy dość. Ludzie naprawdę pragnęli tolerancyjnej przyszłości – mówi w Madrycie hiszpański dyplomata.
Wydawało mi się jednak nieprawdopodobne, by przy stu tysiącach rozstrzelanych nie było jakichś zadawnionych krzywd, goryczy, długich nocnych rozmów czy choćby tradycji rodzinnych, jasnego powiedzenia kto jest republikaninem, a kto monarchistą.