Na początku i pod koniec sezonu na stokach przeważają narciarze lubiący jeździć samotnie lub w grupach koleżeńskich. Pozostałe tygodnie to czas wyjazdów rodzinnych – mawiają pracownicy biur podróży specjalizujących się w turystyce zimowej. Wniosek z tej prawidłowości może być jeden: właśnie ta grupa gości przynosi największe zyski. Zwykle nie zadowoli się skromną kwaterą o turystycznym standardzie, lecz wybierze wygodniejszy apartament bądź hotel. W trosce o dzieci częściej też skorzysta z posiłku w którejś z restauracji na stoku oraz z usług instruktorów. Rodzice maluchów będą zapewne skłonni oddać je do narciarskich przedszkoli – nie dość, że pociechy uczą się tam pierwszych kroków na nartach, to mają zapewnioną opiekę, więc oni sami mogą wreszcie pojeździć. W cenie są też wypożyczalnie sprzętu – wszak dzieci szybko rosną i trzeba go często zmieniać. A i wieczorem po nartach trzeba zapewnić pociechom jakieś zajęcie – chociażby na basenie... Narciarska rodzina jest wreszcie klientem perspektywicznym – za parę lat najmłodsi dziś goście mogą zechcieć wrócić do stacji znanej z dzieciństwa.
Nic dziwnego, że logo stacji przyjaznej rodzinom ma w zimowym biznesie sporą wartość. Własnego konceptu na przyciągnięcie narciarskich rodzin szukają nawet stacje, które dotąd reklamowały się jako areny zawodów alpejskich rangi Pucharu Świata bądź uchodziły za idealne tereny dla wyznawców najwyższego stopnia wtajemniczenia, czyli narciarstwa pozatrasowego (free ride’u czy ski-touringu). Standardem stały się w efekcie narciarskie przedszkola dla najmłodszych i snowparki dla uprawiających snowboard nastolatków. A i innych pomysłów – ku zadowoleniu narciarzy – jest mnóstwo.
Austria: raj dla początkujących
Symbolem nowej tendencji w Austrii jest ranga, jaką wśród właścicieli tamtejszych ośrodków narciarskich ma certyfikat „Wel-come Begginers”.