Półtoramilionowa armia właścicieli firm ma do wyboru kilkanaście organizacji, m.in. PKPP Lewiatan, BCC, Krajową Izbę Gospodarczą, Konfederację Pracodawców Polskich, a jednak – jak zauważa Henryka Bochniarz, szefowa Lewiatana – 98 proc. przedsiębiorców nie należy do żadnej z nich. Najwyraźniej uznali, że nie warto.
Nie bardzo też wiedzą, dlaczego w komisji trójstronnej (powołanej jako forum dialogu społecznego) pracodawców reprezentują akurat PKPP Lewiatan oraz BCC, czyli osobiście Henryka Bochniarz oraz Marek Goliszewski. Do grona reprezentantów pracodawców usiłował wejść także Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej, ale się nie udało. Lewiatan i BCC uznały, że ich dwoje wystarczy. W każdym razie pulę budżetowych pieniędzy, którą państwo przeznaczyło dla uczestników społecznego dialogu, można dzięki temu dzielić na dwa, a nie trzy, i w ten sposób budżet KIG państwowymi pieniędzmi zasilony nie został.
O tym, że nie warto rozmawiać z przedstawicielami przedsiębiorców, przekonana była też poprzednia władza. Rząd Jarosława Kaczyńskiego uparcie ignorował komisję trójstronną, w ciągu dwóch lat nie zebrała się ani razu. PiS uznał, że o najważniejszych sprawach społecznych rozmawiać będzie tylko z Solidarnością. To z tym związkiem podpisał porozumienie o wzroście płacy minimalnej, wysyłając sygnał do społeczeństwa, że konkurencyjny związek, OPZZ, w ogóle o to nie zabiegał i nie liczy się jako ewentualny partner do rozmów. Nie zapytano też pracodawców o zdanie, uchwalając – na wniosek prezydenta – ustawę o ich odpowiedzialności za łamanie kodeksu pracy – przewinienia nią objęte grożą karą do 20 mln zł. To wystarczy, żeby zniszczyć wiele firm wraz z miejscami pracy.
Wobec organizacji pracodawców władza PiS zachowywała się w sposób zdumiewający.