Archiwum Polityki

Monsieur Dyzma

Bernard Tapie to dla jednych kabotyn, aktorzyna oraz specjalista od ciemnych interesów, dla innych sympatyczny, ludyczny Dyl Sowizdrzał, gawędziarz, cwaniak, który w pewnym momencie po ludzku pobłądził. Właśnie odsiedziawszy wyroki objął ponownie marsylski klub piłkarski Olimpic. Na razie w charakterze szefa sportowego, czyli osoby odpowiedzialnej za kształt personalny drużyny.

Olimpic i perypetie z nim związane były jedynie drobnym fragmentem spraw, które w połowie lat 90. pociągnęły go na dno. Tapie wraca teraz z banicji, z charakterystycznym samochwalnym wigorem. I jak zwykle cokolwiek buńczucznie zapowiada powrót wielkiej piłki do Marsylii, gdzie taki renesans byłby mile widziany. Po odejściu Tapiego nastały tam bowiem chude lata. Paryżanie powiadają o Marsylczykach, że twarzą odwróceni są ku Morzu Śródziemnemu, a plecami (konkretnie ich dolnym zwieńczeniem) w stronę reszty kraju. Zaś Lazurowe Wybrzeże, przy całym pięknie krajobrazu, to kraina mętnych wód i afer przemytniczych, wobec których francuskie służby celne, podobno jedne z lepszych na świecie, wydają się całkowicie bezradne. W latach 80. mer Nicei, niejaki Medcin, uciekał przed francuskim wymiarem sprawiedliwości aż do Argentyny. Powrót Tapiego, który w takich wodach nauczył się świetnie pływać, ma medialny wymiar (wiadomo futbol), ale wykracza daleko poza sport. Wygląda trochę jak powrót z zaświatów.

Według polskich kryteriów Tapie to postać z Mniszkówny (Trędowata) i Dołęgi-Mostowicza (Dyzma), lecz w warunkach francuskich są to tylko kategorie pomocnicze. Francja jest starym krajem, silnie osadzonym w głównym historycznym korycie i mimo rozmaitych burz dziejowych rządzą nią od dawna doświadczone i sprawdzone układy, klany towarzyskie, zaszłości, zaś zewnętrznie wszystko jest w duchu republikańskie, postępowe, rewolucyjne, a nawet socjalistyczne.

Bernard Tapie od początku nie pasował do tego schematu – ani nie pochodził z arystokracji, ani z finansjery, ani z ważnej partii, nie ukończył nawet ENA, prestiżowej szkoły kadr administracji, która jest przepustką do elity dla ludzi zdolnych. W latach 70., czyli na początku kariery, zgłaszał się do reżysera Claude’a Lelucha, że chce być aktorem, ale ten go odtrącił, twierdząc, że nie ma talentu.

Polityka 20.2001 (2298) z dnia 19.05.2001; Społeczeństwo; s. 97
Reklama