Część zarzutów PKW wobec sprawozdań finansowych wynikła z czystego niedbalstwa sztabowców lub nieznajomości prawa. Pełnomocnicy nie dopilnowali, aby rozdzielić konta, na które wpływały pieniądze od osób fizycznych i prawnych. Niektóre z komitetów w ogóle nie miały otwartego konta bankowego. Inni z kandydatów co prawda konta założyli, ale część środków na kampanię przepływała poza bankiem. Przekraczany był limit wpłat od jednej osoby fizycznej, a także od samego kandydata. Wydawano środki na kampanię jeszcze przed założeniem komitetu wyborczego. Same sprawozdania w kilku przypadkach wypełnione zostały nadzwyczaj niechlujnie. Nie zgadzały się wręcz proste podsumowania kolumn liczb. Brakowało podstawowych danych sponsorów albo były one bardzo niepełne (pisała o tym POLITYKA 3 i 4). Sprawozdania najmniej znanych kandydatów wyglądały zupełnie kuriozalnie, nie można tam było znaleźć właściwie niczego.
Niektóre jednak zarzuty PKW pełnomocnicy komitetów wyborczych próbują podważać. Twierdzą, że nie mieli możliwości sprawdzenia, czy wpłaty od firm-darczyńców pochodzą z zysku, a tylko taką sytuację dopuszcza ordynacja, jak również nie mieli instrumentów, by sprawdzić, czy w tych firmach nie ma jakiegoś udziału kapitał zagraniczny. Trzej najwięksi pretendenci w ostatniej prezydenckiej elekcji – Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski i Marian Krzaklewski – naruszyli ten przepis, mimo że mieli bez wątpienia najlepszą obsługę prawną ze wszystkich kandydatów. Niełatwo było też – zdaniem pełnomocników – dociec, czy w ostatnich dwóch latach firma nie korzystała ze środków publicznych, tutaj uchybił ordynacji komitet wyborczy Olechowskiego.
Pełnomocnicy mieli obowiązek informować sponsorów kampanii o obowiązujących ich wymogach ordynacji i, jak dzisiaj twierdzą, robili to.