Jak najlepiej ułatwić życie osobom głuchym? Jedni twierdzą: uczyć ich słuchać i mówić, choćby niepoprawnie. Drudzy są zwolennikami rozwijania przez społeczność niesłyszących własnego języka i kultury.
– Ja nie potrzebuję język migać – oświadcza Monika stanowczo. – Bo mogę stracić mówienie. Chce być słyszalna. Wyraźna. Miganie oznacza dla niej zamknięcie się w mniejszości językowej. Chce należeć do słyszącej większości. Na torze wyścigowym też przedziera się do większości. Z prędkością 280 km na godzinę.
„Proszę, nie pisz słowo głuchoniema, lecz najlepiej pisz niesłysząca” – upomina już podczas pierwszej rozmowy, prowadzonej jeszcze na internetowym Gadu-Gadu. Ona nie słyszy, ale nie jest niemową!
Na propozycję spotkania w realu zgadza się od razu. I przestrzega: „Na początku zawsze pisać w kartku. Najpierw jak poznać Ciebie nową, to niestety trudniej czytam z Tobą jak mówisz z ust. Ja mówię do Ciebie, też nie rozumiesz. Nie jestem doskonały mówić, ale słaba. Ale później będzie lepiej”.
I jeszcze proponuje: „A nie chcesz moja najlepsza przyjaciółka Agata? Ona też jest niesłysząca, ale bardzo ładnie mówić, jak słysząca”.
Rozmowa jest przeplatanką partii mówionych i pisanych.
Dziewczyny uważnie obserwują rozmówców, coraz lepiej odczytują słowa z ruchu ust. Agata często jest tłumaczką Moniki. Wyraźnie i starannie powtarza to, co wcześniej mówiła koleżanka. Rzeczywiście, mówi jak słysząca. Ogłuchła, kiedy miała pięć lat. Agata potrafi nawet „usłyszeć”, z jaką siłą głosu wypowiada się Monika. – Nie krzycz – napomina koleżankę, gdy ta, ogarnięta ferworem opowiadania, zaczyna coraz bardziej podnosić głos.
Niesłysząca Monika jest straszną gadułą.