Archiwum Polityki

Jak podzielić, żeby pomnożyć

Zdarza się, że na co dzień skłóceni politycy walczą wspólnie pod jednym sztandarem. Kluczem do zgody jest interes miasta lub regionu, z którego startowali w wyborach.

Mam dla państwa prezenty – Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, tak przywitał dolnośląskich posłów PO i PIS, którzy tuż po wyborach przyszli do ratusza. W świetle telewizyjnych lamp i błysków fleszy wręczył im kolorowe pudełka. Wewnątrz był spis najpilniejszych potrzeb Wrocławia, których realizacja jest uzależniona od rządu i parlamentu. Wśród nich był kluczowy projekt – budowa autostradowej obwodnicy Wrocławia, na którą w projekcie budżetu państwa na 2006 r. zabrakło obiecanych 190 mln zł.

To jeden z wielu przykładów umiejętności marketingowych prezydenta Wrocławia. Ten to potrafi zabiegać o interesy własnego miasta. Prezydent przyznaje, że spektakl z prezentami miał przede wszystkim przyciągnąć uwagę dziennikarzy, którzy potem chętnie sprawdzają, jak deputowani spełniają publicznie złożone obietnice.

Regionalne media są naturalnym sprzymierzeńcem samorządów i same nierzadko wraz z nimi lobbują. Np. „Dziennik Bałtycki”, największa pomorska gazeta, przez wiele miesięcy dzień w dzień zadawał różnym osobom ze świecznika to samo pytanie: Co pan/pani zrobił/a dla austrady A-1?

Na własnym podwórku

Dzięki podobnym inicjatywom patriotyzm lokalny stał się wśród polityków bardzo modny. Jeszcze pięć lat temu bali się, iż troska o własny region będzie im poczytana za prowincjonalizm. Dziś zupełnie wyzbyli się takich obiekcji. Nie ma ich np. poseł Tomasz Lenz (PO), który kampanię wyborczą prowadził pod hasłem „Skutecznie dla Torunia”, ani tym bardziej niedoszły premier z Krakowa Jan Rokita.

Ten nagły przejaw przywiązania do własnych korzeni może dziwić, gdyż proporcjonalna ordynacja wyborcza do podobnych zachowań bynajmniej polityków nie skłania. O sukcesie kandydata na posła powinno decydować miejsce na karcie do głosowania.

Polityka 8.2006 (2543) z dnia 25.02.2006; Gospodarka; s. 40
Reklama