Jeszcze nie tak dawno Psarski zbierał uczniowską śmietankę. O elitarnej klasie elektronicznej w Ostrołęckim Zespole Szkół Zawodowych nr 1 im. Józefa Psarskiego bez paska prymusa na świadectwie z podstawówki nie było co marzyć.
– To szkoła-legenda – mówi Paweł Dzięgielewski, jeden ze 123 tegorocznych maturzystów. Uczyli się tu synowie miejscowej elity. Później robili kariery. Dzieci ze wsi szły do zawodówek, wchodzących w skład zespołu, który jest prawdziwym oświatowym kombinatem. 1400 uczniów, 54 klasy, 116 nauczycieli. O absolwentów biły się zakłady pracy. W latach 80. Psarski miał więcej swych absolwentów w wyższych uczelniach niż tutejsze najlepsze liceum.
Zmienił się ustrój, a z nim szkoła. Najlepsi już nie wybierają Psarskiego. Idą do liceów ogólnokształcących, jak w całej Polsce, a potem studiują na psychologiach, politologiach i różnych takich. A młodzież ze wsi i robotniczych rodzin w Ostrołęce, która kiedyś latami zapełniała zawodówki, uważając je za dostatecznie prestiżowe, teraz je omija. – Z trudem udaje się jakoś skleić dwie zasadnicze klasy zawodowe – mówi wicedyrektor Dariusz Kowalski.
Ale do ogólniaków oni także nie idą. Nie dotrzymaliby kroku na egzaminach dzieciom z zamożniejszych i inteligenckich rodzin, zorientowanych tylko na studia. Wybierają więc technika w Psarskim – elektronika, mechanika samochodowego, geodety, teleinformatyka, logistyka, mechanotronika. Szkoła przyjmuje każdego, nawet słabych uczniów. Jest jedyną dla nich możliwością. Skoro nie chcą iść do zawodówek, to gdzie by się podziali?
Pochodzą przeważnie z niezamożnych rodzin wiejskich
, wielu z biednych. Bywa – z patologicznych. Tak się ziściło marzenie Józefa Psarskiego, żeby w szkole, którą założył przed 85 laty, uczyły się dzieci „biednych włościan okolicznych”.