Po siedmiu miesiącach trwania rządu mniejszościowego, kuluarowej szamotaniny i niepewności w kwestii wielu ważnych dla PiS głosowań, partia zyskała pewność, że jej sztandarowe zamiary nie napotkają oficjalnego sprzeciwu. Koalicja z Samoobroną i LPR w tym krótkoterminowym wymiarze, dla którego być może została zawarta, sprawdza się. Przypomnijmy zasadnicze sprawy, dla których ją powołano: CBA, komisja bankowa, opanowanie mediów publicznych, likwidacja WSI, zasadnicza zmiana modelu służby cywilnej. To są te elementy, które mają kłaść fundament pod nowe państwo, co oznacza jednocześnie rozbicie dotychczasowych fundamentów, opisywanych jako układ.
Trzeba przyznać, że przyspieszenie – to ulubione hasło prezesa Prawa i Sprawiedliwości – jest rzeczywiście imponujące. Imponująca jest też jednoznaczność polityczna podejmowanych decyzji. W kwestii CBA żadnych ustępstw, ma być tak, jak chce PiS; w komisji bankowej miejsca dzielą między siebie koalicjanci. W charakterze listka figowego dopuszczane jest PSL; być może PiS liczy, że gdyby Roman Giertych zachowywał się nielojalnie, będzie można stanowiskiem wicepremiera kusić Waldemara Pawlaka. Wszak zawsze dobrze mieć jakiś straszak w odwodzie. Nie ma za to we władzach komisji nikogo z drugiego pod względem wielkości klubu, czyli z Platformy Obywatelskiej. PO i SLD jako partie strzegące – według powyborczej definicji prezesa PiS – starego układu, nie są do stołu dopuszczane. Choć warto zauważyć, że Marek Biernacki z PO został szefem komisji do spraw służb specjalnych. Przywrócono w ten sposób obowiązującą w poprzednich kadencjach zasadę – i generalnie zasadę państw demokratycznych – że na czele komisji kontrolującej służby specjalne stoi polityk opozycji. W obecnej sytuacji, gdy koalicja ma większość i bierze wszystko, na taki gest pewnie można sobie pozwolić.