W kinie Odeon Uptown, jednym z największych w stolicy, na seansie rozpoczętym wczesnym wieczorem widownia wypełniona dzieciakami w szpiczastych czarnych kapeluszach zachowywała się jak na koncercie Rolling Stonesów, piszcząc i wyjąc z zachwytu na widok triumfów młodego adepta czarnoksięskiej sztuki nad mocami zła.
W kolejce na seans nocny stały już dzieci większe, prawdę mówiąc przeważnie całkiem dorosłe, bo późnonastoletnie lub dwudziestoparoletnie. W Ameryce nie brak dużych dzieci, ale tym razem może nie przypadkiem druga część filmowej adaptacji bestselleru J.K. Rowling przyciąga więcej starszych widzów. „Harry Potter i komnata tajemnic” idzie o krok dalej niż pierwsza, trzymająca się konwencji baśni dla najmłodszych, które unikają drastyczności i brutalności.
W najnowszym odcinku Harry znowu walczy ze swoim rywalem Draco Malfoyem, m.in. w kolejnym powietrznym meczu na miotłach, który wzbudza największy szał widowni, bo przypomina krzyżówkę narodowych sportów w USA: bejsbolu i futbolu amerykańskiego. Przede wszystkim jednak stara się rozwikłać sekret tytułowej komnaty w podziemiach zamku Hogwart. Czarnym charakterem okazuje się tym razem zaprzedany złu niejaki Tom Riddle, który na biednego Harry’ego nasyła gigantycznego węża-bazyliszka z zębami na pół metra. Młodocianemu czarownikowi przylatuje na odsiecz ptak, oślepia dziobem węża i nasz bohater pokonuje mieczem zdezorientowanego potwora.
Krytyka przyjęła dzieło rozmaicie. „Fani (Pottera) zobaczą śmielszy, bardziej przestraszający, toczący się w szybszym tempie, jednym słowem po prostu lepszy film” – pisze tygodnik „Time”. „Komnata tajemnic” jest lepsza niż „Kamień filozoficzny” (pierwszy odcinek), gdyż reżyser i jego zespół czują się pewniej, lepiej rozumiejąc, co mogą, a czego nie mogą zrobić” – chwali film „Entertainment Weekly”.