Archiwum Polityki

Futbol w czasach telewizji

Telewizja miała zbawić europejską piłkę nożną. Zamiast tego prowadzi dziesiątki klubów na skraj bankructwa, a kibicom szykuje ekranową papkę.

Jeszcze trzy lata temu Fiorentina była potęgą w piłkarskiej Europie. Wygrywała w Lidze Mistrzów z Manchesterem United i Arsenalem, liczyła się w walce o mistrzostwo Włoch, a w sezonie 2001 zdobyła puchar kraju. W grudniu 2001 r. firma księgowa Deloitte&Touche klasyfikowała Fiorentinę na 14 miejscu wśród najbogatszych drużyn piłkarskich świata. Dziś klub o podobnej nazwie zajmuje szóste miejsce w tabeli Serie C2, włoskiego odpowiednika ligi okręgowej. Na piątej pozycji jest San Marino, a na siódmej drużyna z miasteczka Gubbio.

W Serie C2 gra jednak całkiem nowa Fiorentina – klub sklecony naprędce przez lokalne władze miasta i toskańskiego producenta butów. Nawet marka się nie ostała – drużyna nazywa się oficjalnie Fiorentina Viola. Nie ma w niej gwiazd, bo gdy zaczęły się kłopoty finansowe, poprzedni prezes Cecchi Gori sprzedał wszystkich liczących się graczy. Odeszli Batistuta, Toldo, Rui Costa, Nuno Gomez. Wcześniej Gori wydał wszystkie pieniądze, które Fiorentina miała zarobić na wpływach z biletów i praw do transmisji telewizyjnych do 2006 r. Chciał w ten sposób ratować swoje rozliczne interesy pozapiłkarskie. Nie uratował ani siebie, ani klubu, bo w sierpniu Fiorentina – istniejąca od 1926 r. zbankrutowała.

Historię tego upadku Fiorentiny można by potraktować jako smutny efekt szaleństwa prezesa ogarniętego manią wielkości, gdyby nie fakt, że nie jest ona odosobniona. W czterech największych ligach europejskich (Włochy, Hiszpania, Anglia, Niemcy) zapanowała recesja, która zbiera tragiczne żniwo. Po dekadzie futbolowej nirwany, gdy pensje piłkarzy i sumy transferów osiągały niebotyczne rozmiary, a kontrakty na prawa z transmisji telewizyjnych meczów liczono w miliardach dolarów, następuje bolesny powrót na ziemię.

Polityka 47.2002 (2377) z dnia 23.11.2002; Społeczeństwo; s. 94
Reklama