Szef watykańskiego urzędu do spraw biskupów kard. Re wydał arcybiskupowi Juliuszowi Paetzowi zakaz wyświęcania księży, udzielania bierzmowań, konsekracji świątyń na terenie diecezji poznańskiej. Jakiekolwiek są powody tej bezprecedensowej decyzji, oznacza ona, że Kościół ma kłopot z abp. Paetzem i bynajmniej nie zamierza go rehabilitować. Ale kłopot z arcybiskupem polega też na tym, że Kościół instytucjonalny w Polsce nie był w stanie oczyścić się o własnych siłach. Trzeba było dopiero pomocy z Watykanu, by przypomnieć, co wolno – a co się nie godzi – biskupowi, który nadużył swej władzy w celach całkowicie sprzecznych z misją i powagą swego urzędu.
Władza biskupia jest w Kościele rzymskokatolickim ogromna. Nie brakło katolików gotowych wierzyć w rzekomy spisek wymierzony w arcybiskupa i Kościół hierarchiczny. Gdy abp Paetz złożył wiosną urząd, ludzie ci dawali do zrozumienia, że sprawa jeszcze doczeka się rewizji. Niedawno jeden z sygnatariuszy listu ks. Jacek Stępczak, obecnie na misji w Zambii, złożył samokrytykę, jakiej spodziewalibyśmy się pół wieku temu na zebraniu stalinowskiego ZMP, ale nie w Kościele Jana Pawła II w roku 2002. „Wysłali go na nosorożce i zmądrzał?’’ – skomentował list nieszczęsnego ks. Stępczaka jeden z internautów. Jednak list nie pomógł w „odkręcaniu’’ sprawy abp. Paetza. A.Sz.