Czechy ogłosiły, że nie wydadzą wizy Aleksandrowi Łukaszence na przyjazd do Pragi, gdzie miał uczestniczyć w szczycie NATO. Prezydent i jego 51 najbliższych współpracowników – z powodu nierespektowania zasad demokracji na Białorusi i łamania praw człowieka – nie będzie miało też prawa wjazdu do państw Unii Europejskiej. Wcześniej podobne sankcje wizowe Unia nałożyła na Slobodana Miloszevicia i ówczesnych przywódców Jugosławii. Łukaszenko zagroził Pradze zerwaniem stosunków, wezwał też na konsultacje swojego praskiego ambasadora. W ramach retorsji rozsierdzony Aleksander planuje przepuszczać przez swoje granice nielegalnych imigrantów i przemytników narkotyków, niech ten problem spada na Unię i jej kandydatów, w tym wypadku na Polskę.
Łukaszenko formalnie ma zaproszenie na szczyt NATO, ale nie ma jak dojechać; jego sąsiad Leonid Kuczma z Ukrainy ma akurat odwrotny problem. Może się udać do Pragi bez kłopotu, ale NATO wstrzymało mu zaproszenie. Kuczma ogłosił, że jeśli on nie pojedzie, to nie pojedzie też nikt inny, a Ukraina jest newralgicznym partnerem Sojuszu w regionie. „Chodzi o naszą godność. Jeśli nas obwiniają, to niech to udowodnią” – mówił prezydent, nawiązując do amerykańskich oskarżeń, iż Kijów, łamiąc embargo, sprzedał Irakowi nowoczesne systemy radarowe Kolczuga. Z kolei Czesi ogłosili, że delegacja białoruska – ale bez Łukaszenki – będzie mogła wziąć udział w praskim posiedzeniu Euroatlantyckiej Rady Partnerstwa. Tę dyplomatyczną łamigłówkę trzeba będzie pilnie rozwiązać przed 21 listopada, kiedy rozpoczynają się obrady w Pradze.