Rozpinanie parasola
Po co w Polsce amerykańska tarcza antyrakietowa? Ma powstrzymywać tak zwane państwa bandyckie, a dokładnie Iran, bo najkrótsza trajektoria z Iranu do wschodnich stanów USA przechodzi właśnie nad Polską. Amerykanie chcą, aby stąd odpalać pociski zestrzeliwujące irańskie rakiety z głowicami jądrowymi, chemicznymi lub biologicznymi.
Polska instalacja byłaby tylko jednym z wielu elementów tarczy: czeski parlament, do końca br., zdecyduje, czy Czechy zgodzą się na budowę u siebie radaru podobnego do już funkcjonujących w Kalifornii, na Aleutach, na Grenlandii oraz w angielskim Fylingdales. Wyrzutnie (takie planuje się u nas) są na razie tylko w dwóch miejscach: w Vandenberg w Kalifornii i w Forcie Greely na Alasce.
W założeniach gotowa tarcza (2030–35 r.), zdolna do śledzenia i niszczenia kilkudziesięciu rakiet jednocześnie, ma składać się z czterech systemów: lądowego, wodnego, powietrznego i kosmicznego. Na lądzie znajdą się wyrzutnie pocisków przechwytujących i radary. Rakiety będzie można zestrzeliwać również pociskami odpalanymi z okrętów, a także, w przyszłości, z samolotów i z satelitów za pomocą lasera.
Gdzie spadnie bliskowschodnia rakieta, jeśli pocisk odpalony z polskiego silosu dosięgnie celu? Niestety, dokładnie nie wiadomo. Po pierwsze, antyrakieta nie może rakiety zestrzeliwanej gonić – musi jej wyjść naprzeciw. Po drugie, zważywszy na ogromne prędkości, to co zostanie z rakiety, spada na ogromnym terytorium. Scenariuszy jest wiele, można sobie wyobrazić też i taki: pocisk przechwytujący niszczy rakietę nad Ukrainą, a resztki np. głowicy jądrowej, które nie spaliły się w atmosferze, spadają w postaci opadu radioaktywnego od Lublina po Bałtyk.
MAREK OSTROWSKI: – Od razu uprzedźmy: pan jest przeciw tarczy.