MSWiA policzyło, że ostatecznie 765 samorządowców, w tym 74 wójtów, 57 burmistrzów i 6 prezydentów miast nie złożyło w terminie co najmniej jednego oświadczenia majątkowego (własnego lub o działalności gospodarczej małżonka). Jest jednak mało prawdopodobne, by wybory odbyły się w tym samym czasie, choćby dlatego, że niektóre rady już wygasiły mandaty spóźnialskim, ale niektóre będą z tym zwlekać (mają miesiąc od czasu wystąpienia przesłanki wygaśnięcia, plus kolejny miesiąc, który da im na to wojewoda). Sprawy przeciągną się jeszcze tam, gdzie wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci odwołają się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Nowych radnych trzeba będzie wybrać tylko w gminach do 20 tys. mieszkańców, w pozostałych mandaty przejmą kolejne osoby z listy.
Rady w wielu gminach będą czekać zapewne na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który 13 marca ma rozpatrzyć wniosek Platformy Obywatelskiej w sprawie terminów składania oświadczeń. Najcięższy bój toczy się o Warszawę, gdzie według zapowiedzi premier chce wyznaczyć na miejsce prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz swojego komisarza.
Formalnie wybory powinny zostać zarządzone i odbyć się w ciągu 90 dni od wygaśnięcia mandatów (PKW uważa, że nie wcześniej niż w ciągu miesiąca), z czego wynika, że pierwsze mogłyby być już w maju. Na razie odwołano m.in. burmistrza świętokrzyskiego Bodzentyna Grzegorza Banasia oraz burmistrza Kętrzyna Krzysztofa Hećmana.
Tylko w Warszawie koszt nowych wyborów szacuje się na ok. 3 mln zł.