Archiwum Polityki

Rozmowa

Rozmawiam ze studentką z Warszawy o lustracji dziennikarzy w Polsce. Panienka jest całkiem jak krwawa Maria Tudor (zresztą też niemiłosierna katoliczka) albo Dolores Ibarruri „La Pasionaria” w negatywie. Uważa, że właściwie nie ma po co lustrować, tylko od razu napiętnować i pousuwać.

– Kogo? – pytam, jak się okazuje, naiwnie.

– Wszystkich ze starego układu.

– Wszystkich!?

– Media należały do komunistów, więc ci, którzy w nich pracowali, byli w najlepszym przypadku kolaborantami. „Tygodnik Powszechny” był koncesjonowany przez reżim, więc właściwie pełnił dywersyjną rolę, bo rozmazywał prawdziwe oblicze władzy.

– No dobrze – nie ustępuję jeszcze – ale gdyby nikt nie pracował w tych komunistycznych mediach, to byłaby pani pozbawiona informacji.

– Przecież to były informacje kłamliwe!

– Wiadomości sportowe także?

– Panie profesorze – studentka uśmiecha się z politowaniem – przecież wie pan doskonale, że u nas, tak samo jak w NRD, sport to było mydlenie oczu, takie opium dla ludu.

– Ale jeśli pani zwolni tych dziennikarzy...

– To ich miejsce zajmie nowa, uczciwa generacja.

– Skąd pani wie, że uczciwa?

– Bo nieskażona kolaboracją z komunizmem.

– A na przykład Stanisław Michalkiewicz – dopytuję się złośliwie.

– O co panu chodzi?

– O to, że teraz jest bardzo bojowy i antykomunistyczny, a za Gierka pracował w „Zielonym Sztandarze”.

– Nie widzę powodu, żeby robić wyjątki.

Tak, tak, panie Michalkiewicz, i panu się hunwejbini mogą dobrać do skóry. Nie ma zmiłuj się.

Polityka 7.2007 (2592) z dnia 17.02.2007; Stomma; s. 94
Reklama