Żadna impreza w Polsce nie przyciągnęła do tej pory tylu gwiazd jednej dyscypliny sportu co J&S Cup. Na turniej rozpoczynający się 28 kwietnia do Warszawy przyjadą Justine Henin-Hardenne, Venus Williams, Kim Clijsters, Martina Hingis, Anastazja Myskina i Swietłana Kuzniecowa! Do tego Martina Navratilova – wciąż grająca legenda. Same mistrzynie wielkoszlemowych turniejów. To efekt players’ commitment, czyli zobowiązania tenisistek wobec światowej federacji (WTA) do udziału w turnieju z tzw. Złotej Listy. A J&S Cup jest na tej liście i co najmniej jedna z czterech najlepszych na świecie jest zobowiązana do startu.
Wiadomo, że najlepszym za start się płaci. Kwoty idą w dziesiątki tysięcy dolarów. Jak? Ani koperta pod stołem, ani konto na Kajmanach, tylko agencja menedżerska, która potrąca zresztą swój procent. Williams w ubiegłych latach miała dostawać 100 tys. dol., czyli więcej niż oficjalna nagroda za zwycięstwo, ale teraz przyjedzie za darmo, bo jest już w Warszawie trzeci raz i nie stanowi wielkiej atrakcji. W tym roku pieniądze weźmie Hingis, bo po powrocie do gry płacą jej wszyscy, oraz Clijsters, bo starannie dobiera turnieje. Także Navratilova, ale ona jest tania, koszt sprowadzenia wynosi 25 tys. dol. – mówi pracownik turnieju. Podobnie jest na całym świecie.
Efekt? Na liście startowej co nazwisko, to znane. Na podstawie miejsca w rankingu do J&S Cup 2006 zakwalifikowały się wyłącznie tenisistki z pierwszej 40 świata. W tym nasza Marta Domachowska (nr 39). Specjalne zaproszenia do gry z najlepszymi dostały zdolne juniorki – mistrzyni Wimbledonu w tej kategorii wiekowej Agnieszka Radwańska i jej młodsza siostra Urszula, bo turniej chce wspierać polski tenis. Czwarta, tzw. dzika karta pozostaje w dyspozycji właściciela licencji turnieju, czyli amerykańskiej agencji menedżerskiej Octagon.