Bogdan Miś: – Jak naprawdę wygląda dzisiejsza Polska, gdy chodzi o przestępczość?
Brunon Hołyst: – Sytuacja, jak lubią mówić medialni specjaliści od prognoz pogody, zmienia się dynamicznie. Najważniejsze jej cechy to bardzo duże tempo wzrostu przestępczości, silne jej umiędzynarodowienie, wzrost przestępczości skierowanej przeciw życiu i zdrowiu – a także mieniu – przy rosnącej agresji i bezwzględności bandytów, coraz częstsze używanie broni palnej. Gdy dodamy do tego fakt, że niepokojąco wzrasta przestępczość nieletnich i wyraźnie obniża się wiek rodzimych bandytów, którzy przy tym stają się coraz bardziej profesjonalni i coraz częściej działają w gangach – obraz stanie się w sumie dość czarny. Jego zauważalną cechą są na przykład bardzo rzucające się w oczy groźne zabójstwa o charakterze porachunkowym i przestępstwa na zlecenie.
Tymczasem statystyki przestępczości wydają się uspokajać.
I tak, i nie. W 1989 r., kiedy rozpoczynaliśmy transformację ustrojową, było 547 587 zarejestrowanych przestępstw; w roku następnym ich liczba skoczyła aż o 61 proc., a w 2004 r. było ich już 1 461 217, czyli blisko trzykrotnie więcej; należy jednak zauważyć, że w roku tym, w stosunku do poprzedniego, odnotowano już pewien minimalny – bo o ok. 5 tys. przypadków – spadek przestępczości. Podobne zjawisko w większej już skali wystąpiło w roku ubiegłym: ogólna liczba przestępstw w stosunku do 2004 r. znów spadła o 5,6 proc., było ich zatem już o ok. 82 tys. mniej. Ponadto od 2001 r. następowało wyhamowanie tempa wzrostu przestępczości; ale tempa wzrostu, a nie samego wzrostu: przestępczość rosła, ale coraz wolniej, żeby wreszcie w 2004 r. – jak mówiliśmy – zacząć maleć. Tendencja jest więc w sumie pozytywna, ale obraz w stosunku do tego sprzed transformacji wyraźnie gorszy; w tym właśnie sensie jest i lepiej, i gorzej jednocześnie.