Zbyszek Wisner świetnie pamięta, jak Kotan mu powiedział: – Pomagaj ludziom. Oni wyciągną cię z picia. Kilkanaście lat temu spotkali się z Markiem Kotańskim u księży marianów podczas rekolekcji dla trudnej młodzieży. Zbyszek u księży pomieszkiwał, dostawał jedzenie i czasem coś czystego do ubrania. Wcześniej był dom dziecka. A potem wojsko. Wojsko wydawało się Zbyszkowi najprostszą drogą ucieczki z dotychczasowego życia. Dach nad głową, jakieś pieniądze – myślał. Jednak nie dał rady. Przerwał naukę w technikum. – Młody i głupi byłem. Ostro się wtedy piło i popłynąłem na całego – mówi.
Gdy spotkał Kotana, wciąż nie potrafił ruszyć z miejsca. – To Marek nauczył mnie wszystkiego. Że trzeba być czysto ubranym. Nie nawalać w pracy. Przekonał, że mnie bezdomni posłuchają, bo jestem niby taki sam, ale jednak inny. Potrafię zagadać, uśmiechnąć się.
Dzięki Kotańskiemu zaczął nowe życie: Monar w Wildze, potem w Warszawie przy Powsińskiej i w końcu przy Marywilskiej. Coraz mniej Zbyszek był pensjonariuszem, coraz bardziej pracownikiem. Od 9 lat prowadzi Centrum Pomocy Bliźniemu w Grzędach pod Piasecznem. Początkowo mieszkały w nim samotne matki, teraz głównie bezdomni starzy ludzie, często niepełnosprawni. Miasto opłaca pół etatu pielęgniarki i pół etatu salowej. Starsi pacjenci są więc myci, ubierani i karmieni przez młodszych bezdomnych i bezrobotnych mieszkańców Centrum.
W czasach, gdy Zbyszek opiekował się matkami i ich dziećmi, myślał, że to niezwykle ciężkie zadanie. Teraz wie, że opieka nad ludźmi starymi jest jeszcze trudniejsza. Są tacy zamknięci w sobie. – Jak się jest bezrobotnym kaleką po amputacji nogi, to trudno być miłym człowiekiem. Rodzina wstydzi się takiego ojca.