Choć nazwy science fiction i fantastyka naukowa wpisały się trwale w polskie słownictwo literackie, a tytuł „Science Fiction” nosi nawet jeden z miesięczników drukujących opowiadania głównie rodzimych autorów, na policzenie polskich pisarzy wydających regularnie książki z gatunku s.f. za dużo będzie palców jednej dłoni. Niedawno, po śmierci Stanisława Lema, Rafał Ziemkiewicz postawił nawet tezę, że skoro pisarz właśnie w naukowej fantastyce zajmował tak wybitną pozycję, inni musieli wybrać odmienne dziedziny, przede wszystkim fantasy, w której wybił się głównie Andrzej Sapkowski.
Wampiry zamiast kosmitów
I choć Lem jako beletrysta przez ostatnie dwadzieścia lat życia udzielał się bardzo mało lub wręcz wcale, nie wpłynęło to na cudowne rozmnożenie pisarzy fantastów na serio traktujących naukę. Sam Ziemkiewicz, bardziej znany jako polityczny publicysta, jest tego najlepszym przykładem – ostatnia jego powieść fantastyczna na serio, łącząca społeczne prognozy z wizjami rzeczywistości wirtualnej, „Walc stulecia”, ukazała się osiem lat temu. Potem wydawał humoreski fantastyczne, na bieżąco komentujące zjawiska w polskiej polityce, a ostatnio powieść niefantastyczną „Ciało obce” oraz fantasy w typowo baśniowo-rycerskiej konwencji „Ognie na skałach”.
Spacer do którejś z dużych księgarń prowadzących dział z polską fantastyką może podziałać budująco; te kilka wydawnictw, które się w niej wyspecjalizowały, prezentuje pod względem liczby tytułów już naprawdę imponującą ofertę. Ale będziemy trafiać niemal wyłącznie na wojowników, wampiry, smoki, elfy i anioły, a w najlepszym razie historie alternatywne i wizje przyszłości, w których Polska toczy gdzieś zwycięskie wojny. W PRL fantastyka, także ta kosmiczna, była sztafażem, w którym można było przemycić nieocenzurowane myśli (celował w tym Janusz Zajdel, ale i „Wizja lokalna” Lema obrazowała konflikt cywilizacji totalitarnej z liberalną).