To był smakowity kęs, można powiedzieć, dramaturgiczny gotowiec: atrakcyjna kobieta, pułkownicy służb specjalnych, rewizje, publiczne przesłuchania, a wszystko to w apogeum kampanii przedwyborczej. Ale media sprawę Anny Jaruckiej porzuciły równie gwałtownie, jak ją podjęły. I pozostawiły opinię publiczną bez pointy, bez odpowiedzi, dlaczego ta kobieta ujawniła dokumenty podatkowe Włodzimierza Cimoszewicza, które miały świadczyć o jego nieuczciwości?
Wtedy, w lipcu 2005 r., media napisały trzy scenariusze. Teraz pokazała się powieść „Czyste ręce”. Scenariusz czwarty? A może jest jeszcze jakiś piąty, najbardziej realny?
Trzy scenariusze i jedna fikcja
A więc najpierw scenariusze medialne, z 2005 r. Pierwszy – na modłę powieści szpiegowskiej. Włodzimierz Cimoszewicz bije na głowę w prezydenckich notowaniach innych kandydatów. Trwają prace sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen. Cimoszewicz jest jednym z przesłuchiwanych świadków. Wdaje się z komisją w starcie. W sierpniu członek komisji Konstanty Miodowicz przyprowadza Annę Jarucką. Była podwładna twierdzi, że minister zlecił jej podmienić oświadczenie majątkowe, tak by zataić posiadane akcje spółki Orlen. Pokazuje dokument. Cimoszewicz kontratakuje: dokument jest sfałszowany. Ujawnia się Wojciech Brochwicz, który wystąpił jako pośrednik między Jarucką a Miodowiczem. Prawnik, były oficer UOP. Spisek spec służb!
Scenariusz drugi: powieść psychologiczno-obyczajowa. Jarucka miała pisemnie prosić ministra o protekcję, by wysłać ją z mężem Michałem do Rzymu. Cimoszewicz nie kiwnął palcem. Jarucka więc mogła się mścić.
Wreszcie scenariusz trzeci: romansidło. Jarucka – kobieta. Cimoszewicz – mężczyzna. Na pytanie o relacje intymne z podwładną, Cimoszewicz nazywa reportera „świnią”.