Myślę, że mogę zakwalifikować się do tej grupy młodych ludzi, którzy zrobili błyskawiczne kariery w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych [Raport „Rocznik cudownej szansy”, POLITYKA 45, o pokoleniu trzydziestolatków – red.]. Z tą różnicą, że ja nie wytrzymałem tempa i wysiadłem z tramwaju z napisem „kariera” na przystanku „rodzina”. (...)
Do mediów trafiłem przez przypadek. Kolega powiedział, że firma, w której dorabia od czasu do czasu, poszukuje młodych i przebojowych ludzi. (...) Pomyślałem, popracuję miesiąc (...). Ten miesiąc trwał osiem lat z okładem. A na studia już nie wróciłem. I tak zaczęła się moja kariera. O mediach nie miałem zielonego pojęcia. Uczyłem się po nocach, co to GRP i mediaplan. (...) Praca zajmowała mi sześć dni w tygodniu po dwanaście, szesnaście i więcej godzin dziennie. (...) Mając dwadzieścia siedem lat stałem się dyrektorem handlowym w dużej firmie medialnej. (...)
Najpierw zbuntowała się żona. Postawiła mnie przed prostą alternatywą: albo ja, albo praca, i wyprowadziła się do matki. Potem zbuntował się organizm. Po prostu nie wytrzymał ciśnienia. (...) Po sześciu latach pracy zdałem sobie sprawę, że właściwie nic nie mam. Żadnego swojego życia. (...) Tylko praca. (...) Potem były długie rozmowy z Moniką. Postanowiliśmy, pracuję w takim tempie do trzydziestki. Potem wracamy na prowincję. (...) To co przez te trzy lata oszczędzimy, przeznaczymy na dom. (...)
Wyjeżdżałem z Warszawy bez żalu. W Lublinie nie miałem żadnej roboty. Przez pierwszy miesiąc byłem chyba jak narkoman na detoksie. (...) Żona znalazła pracę pierwsza. Pomógł kolega. Ja też znalazłem pracę (...) w samorządzie.