Rzucony niedawno w „Fusach” pomysł, aby programy z udziałem polityków puszczać z polskimi napisami lub z udziałem lektora, nabrał niepokojącej aktualności, gdy w zeszły czwartek późnym wieczorem podczas wypowiedzi dla Radia Maryja szef klubu parlamentarnego PiS Przemysław Gosiewski utracił kontrolę nad swoim aparatem mowy, w związku z czym nie dało się zrozumieć tego, co mówi.
Sam Gosiewski twierdzi, że jego aparat działał normalnie i że on sam siebie doskonale rozumiał. Jest przekonany, że także słuchacze Radia Maryja dobrze wiedzieli, co mówił, gdyż i tak rozumie się z nimi bez słów.
Polityk PiS nie wyklucza, że ponieważ wywiadu udzielał przez telefon komórkowy, słyszalność mogła być nie najlepsza z powodu tego, że wyemitowany sygnał uległ po drodze z Warszawy do Torunia zniekształceniu po zderzeniu z jakimś innym sygnałem, dając efekt taki, jakby to sam wypowiadający się Gosiewski był po takim zderzeniu, co jest oczywistym pomówieniem i elementem czarnego piaru. Gosiewski tłumaczy, że w miniony czwartek udzielił wielu wywiadów i mógł być zmęczony.
Czyli że był zmęczony, bo się po prostu zmęczył, czemu nawiasem mówiąc trudno się dziwić, gdyż wielu jego rodaków tego wieczora także było zmęczonych, co potwierdzają stosowne statystyki. Z kolei to, że zmęczony Gosiewski zamiast położyć się, udzielał kolejnych wywiadów, tylko dobrze o nim świadczy. Najważniejsze, że podczas feralnej późnowieczornej czwartkowej rozmowy poseł nie był po alkoholu, co zresztą – dociskany przez reporterkę „Dziennika” – sam uczciwie przyznał.
Na pytanie: z kim i z jakiej okazji Przemysław Gosiewski się tak zmęczył, odpowiedzą dopiero dziennikarskie śledztwa.