Nie kijem go, to pałką. Skoro nie sposób zaprzeczyć, że wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. mogło być wyborem mniejszego zła i ratunkiem przed interwencją radziecką, a zaprzeczyć temu w świetle znanych dotąd, a często sprzecznych ze sobą relacji i dokumentów rzeczywiście nie można, postanowiono sądzić generała Wojciecha Jaruzelskiego za to, że wprowadził stan wojenny... nielegalnie. Tymczasem z legalnością jest w historii spory kłopot, który streszcza najlepiej stary antypoznański dowcip: „Dlaczego poznaniacy podczas okupacji 1939–1945 nie włączali się do ruchu oporu? – Jak to dlaczego?! – Bo to było nielegalne”. Tymczasem nader wiele było w dziejach działań nielegalnych. Nielegalne były na przykład patriotyczne powstania jesienne i zimowe, wszelkie ruchy rewolucyjne (co już z samej definicji rewolucji wynika), wszelkie konspiracje, podziemne wydawnictwa i długie, nocne Polaków rozmowy w liczniejszym gronie, niż przewidywały to w odpowiednich latach odpowiednie przepisy.
Summum nielegalności stanowi na przykład przewrót majowy marszałka Józefa Piłsudskiego, który był podeptaniem wszelkich praw i spowodował przelew krwi bratniej. IPN mógłby się trochę postarać i znaleźć jeszcze, póki czas, bo bije już ostatni geriatryczny dzwon, jakiegoś stulatka, który strzelał wtedy do legalnych wojsk rządowych, osądzić go i dla podbudowania narodowego morale wsadzić do ciupy.
Nielegalne były i KOR, i Ruch, i latające uniwersytety. W przeciwieństwie do całej tej zarazy Polska Rzeczpospolita Ludowa i jej władze, choćby niedemokratyczne, zamordystowskie i podległe Moskwie, były akurat tak legalne, jak tylko w świetle prawa międzynarodowego legalnym być można.