Szanowny Panie Ministrze. Pragnę zwrócić Pana uwagę na dyrektywę Rady 96/67/WT z dnia 15 października 1996 r. w sprawie dostępu do rynku obsługi naziemnej w portach lotniczych Wspólnoty (...). Komisja ma wątpliwości co do stosowania dyrektywy w odniesieniu do portu lotniczego Warszawa Okęcie” – napisał wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i Komisarz ds. Transportu Jacques Barrot do polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Następnie na kilku stronach szczegółowo wyjaśnił, na czym polega owa dyrektywa i dlaczego Polska jej nie przestrzega. Przypomniał, że we wrześniu 2007 r. Komisja zwróciła się w tej sprawie do polskich władz, ale do dzisiaj nie otrzymała odpowiedzi.
Dyrektywa, o której nam przypomniano, wymaga, by na dużych lotniskach (obsługujących ponad 2 mln pasażerów rocznie lub 50 tys. ton ładunków) obsługa naziemna była świadczona przez przynajmniej dwóch operatorów. Co najmniej jeden z nich nie może być kontrolowany przez firmę zarządzającą portem lotniczym ani dominującego przewoźnika (z którego korzysta ponad 25 proc. pasażerów). Wybór firm musi odbyć się w drodze konkursu. Idea dyrektywy jest prosta: tam, gdzie serwis naziemny – obsługa bagażu, poczty, załadunek i wyładunek, tankowanie paliwa – jest świadczony przez kilka konkurujących firm, tam jest taniej. Monopol obniża jakość usług i podnosi ceny. Płacimy je my, pasażerowie, w cenach biletów. Polska bez zastrzeżeń zaakceptowała dyrektywę. Odpowiednie przepisy znalazły się w naszym prawie lotniczym i rozporządzeniu w sprawie obsługi naziemnej. I na tym się zakończyło. Lotniskowe monopole pozostały, a o żadnym konkursie na operatorów obsługi naziemnej nikt nie słyszał.